Kolęda biedaków

Noc zimowa nad Polską, ciemna nocka grudniowa, 

Od Szczecina po Krosno wszystko w lodu okowach. 

Śnieg zasypał nam okna, dźwięczą dzwonki u sanek, 

Noc nad Polską głęboka i daleko poranek.

 

Śnieg zasypał nam okna, dźwięczą dzwonki u sanek, 

Noc nad Polską głęboka i daleko poranek.

 

Wicher w pustych kominkach, sad skostniały od mrozu, 

Nasza biedna choinka tak niewiele ma ozdób – 

Kilka słodkich okruchów, kilka świeczek co kopcą 

I blask zimny łańcuchów pod tą gwiazdą, tak obcą.

 

Kilka słodkich okruchów, kilka świeczek co kopcą 

I blask zimny łańcuchów pod tą gwiazdą, tak obcą.

 

Noc grudniowa nad krajem, ale bliski kres cierpień, 

Wrócą kwietnie i maje, wróci lipiec i sierpień. 

Wyplenimy nienawiść, broń zamkniemy w kaburach, 

Usiądziemy na ławie razem z braćmi w mundurach.

 

Wyplenimy nienawiść, broń zamkniemy w kaburach, 

Usiądziemy na ławie razem z braćmi w mundurach.

 

Niech znów dzieci się bawią, niech ptak śpiewa nad ranem, 

Nie jesteśmy Irlandią, nie jesteśmy Libanem. 

Coś odmienić się musi, musi złączyć nam ręce, 

Po to cierpiał Jezusik w jakże polskiej stajence.

 

Coś odmienić się musi, musi złączyć nam ręce, 

Po to cierpiał Jezusik w jakże polskiej stajence.

 

Noc zimowa nad nami, wszystko białe od szronu,

kulawymi sankami dojedziemy do domu 

I na nowo wzniecimy żar świerkową gałązką 

W naszym domu jedynym co nazywa się Polską.

 

I na nowo wzniecimy żar świerkową gałązką 

W naszym domu jedynym co nazywa się Polską.