Ach, mogiły dokoła…

Ach, mogiły dokoła, mogiły, mogiły!

Miałem ja niegdyś liczne grono przyjacieli –

Każdy mi był kochany, każdy mi był miły,

A dziś – wieczna niebytu granica nas dzieli.

 

I jestem na tej ziemi wciąż bardziej samotny –

Bo każdy się kolejno kładł w podziemne łoże:

I opuszczał na zawsze ten padół przelotny,

I odchodził w nieznane, tajemnicze zorze.

 

O, przyjaciele moi i nieprzyjaciele

(Gdyż pamięc nieprzyjaciół jest mi równie droga!),

Gdzież wy teraz? W mogiłach. Wiele mogił, wiele –

Coraz więcej – i coraz pustsza moja droga.

 

Tak chytrze mnie zwodziła śmierć, że mnie nie tyka –

Lecz wszystko, co mi było najdroższe – i wszystko,

Com kochał – wciąga w pomrok swego matecznika –

I dokoła mnie rośnie wieczne cmentarzysko.

 

Drogie oczy, zielone jako morza fale,

Które widzę i których nigdy nie zapomnę –

Gdzie wy? Jakie was kryją mgły, jakie oddale?

Jakie nieskończoności złote i ogromne?