Akteon

Powieść o Akteonie: wiosna szumi w borze.

Podpatrzył w blask boginię, skąpaną w jeziorze.

Za karę go w jelenia przedzierzgnęła mściwie.

Pokrwawiła się wieczność o leśne igliwie!…

Psy go własne opadły, szarpiąc, jak zwierzynę!

Wpośród godzin istnienia miał taką godzinę!…

Próżno bronił obcego, które boli, ciała!

Śmierć go, psami poszczuwszy, z jeleniem zrównała…

Próżno wzywał na pomoc dawnych towarzyszy,

Nasłuchując ich kroków na pobrzeżach ciszy!

Nikt nie poznał po głosie i po znoju rany,

Że to człowiek – nie jeleń! Duch – upolowany!

Nikt nie zgadł tajemnicy narzuconych wcieleń!

Musiał być tym, czym nie był! I zginął, jak jeleń!

 

I jam niegdyś był inny. Dziś jeszcze się złocę.

A złociłem się bardziej… Świadkami – złe noce!

Pamiętam dawnych braci rozbłyskane twarze.

Wówczas o czymś marzyłem… Dziś blednę, gdy marzę!

Nikt nie umiał tak istnieć, jak ja, w tej godzinie,

Gdym cię, Boże, podpatrzył! – Duch mój odtąd ginie!

Przemieniony w człowieka za nędzę mej zbrodni,

Dźwigam obce mi ciało w blask Bożej pochodni!

I ginę śmiercią; obcą, co mym kościom przeczy…

Inna mi się należy !… Nie chcę tej – człowieczej !…

Ginę, w ludzką powłokę wsnuty, jak w płaszcz zgrzebny.

 

Kto mnie pozna po płaszczu? Precz z nim!

Niepotrzebny ! Kto mnie pozna po głosie, że to ja tak śpiewam?

Milcz, glosie! Nie mój jesteś! Swego już nie miewam…

Majacząc cudzych kształtów zgubną niepodobą,

Nawet w śmierci godzinie nie mogę być sobą!

Krwawą zmorę jelenia unosząc śród powiek,

Próżno wołam o pomoc! – I ginę, jak człowiek!