Amen

Skrwawione ciało haki żelaznemi 

Imperatorscy ludzie wzięli z ziemi 

I za arenę wynieśli, rzucili…

  

A aniołowie w niebie hymn nucili,

Palmami wiejąc rozkwitającemi,

I tę nawiali woń, o której święci,

Gdzieś w katakumbach modłami zajęci,

Jak o szczególnej rzeczy rozmyślali…

Tabliczki nagle wypuściwszy z dłoni

I papirusy, na których czytali,

„Czy słowo — mówiąc — tyle zlało woni?” —

  

Więc się męczennik przeniósł do serafów, 

A do robactwa ciało podziemnego, 

Tak iż poganin rzekł: „Ha! — i cóż z tego?! 

Azali prawda nie jest sługą trafów? 

Albo czy tygrys wąską kłów szczeliną 

Wycedził prawdę oną z krwawą śliną?”

  

Lecz umarłego szata pozostała;

Tej trędowaty dotknął się przechodzień

I oczyszczony jest — i odtąd: „Chwała!”

Śpiewają; chromi doń się wleką co dzień

I ślepych dziatwa wiedzie nucąc: „Chwała!”

  

Strędowaciały hańbą albo ślepy 

Nieszczęściem, czarne nawodzącym krepy, 

I paraliżem tknięty przerażenia, 

Niechaj się szaty dotknie pozostałej 

Na Europy piersiach, szaty małej