Do leszczyny

Nie poznajesz mnie, ale to ja, ten sam, 

Który wycinał na łuki twoje brunatne pręty, 

Takie proste i śmigłe w biegnięciu do słońca. 

Rozrosłaś się, ogromny twój cień, hodujesz pędy nowe. 

Szkoda, że tamtym chłopcem już nie jestem. 

Chyba kij sobie bym wyciął, bo widzisz, chodzę o lasce. 

 

Kochałem twoją korę, brązową z białym nalotem, 

Koloru najzupełniej leszczynowego. 

Radują mnie te, co przetrwały, dęby i jesiony, 

Ale ty ucieszyłaś mnie najbardziej, 

Jak zawsze czarodziejska, z perłami twoich orzechów, 

Z pokoleniami wiewiórek, które w tobie tańczyły. 

 

Jest coś z heraklitejskiej zadumy, kiedy tutaj stoję, 

Pamiętający siebie minionego 

I życie, jakie było, a też jakie być mogło. 

Nic nie trwa, ale trwa wszystko: ogromna stałość. 

I próbuję w niej umieścić moje przeznaczenie, 

Którego, tak naprawdę, przyjąć nie chciałem. 

Byłem szczęśliwy z moim łukiem, skradając się 

 

/ brzegiem baśni. 

 

Co stało się ze mną później, zasługuje na wzruszenie

/ ramion 

 

I jest tylko biografią, to znaczy zmyśleniem. 

 

POST SCRIPTUM 

Biografia, czyli zmyślenie albo wielki sen. 

Obłoki ułożone warstwami na skrawku nieba między jasnością 

brzóz. 

żółte i rdzawe winnice pod wieczór. 

Na krótko byłem sługą i wędrowcem. 

Odpuszczony, wracam drogą niebyłą.