Kraina poezji

Do tej krainy idź ścieżkami tonów,

Z których się rodzą spokojne muzyki,

Granicą dźwięków jeszcze niespełnionych,

Zaczętych tylko.

 

Jeżeli w noc czerwcową się rozlegnie

Brzęk, chrabąszcz w strunę u skrzypiec uderzy

Albo kot po klawiszach pazurkiem przebiegnie,

Możesz im wierzyć –

Idź, nim umilkną.

 

Do tej krainy – w Trzech Króli, wieczorem,

Gdy na kominie jasny ogień bucha

I rzędy rondli miedzianych oświetla,

A na ulicy śnieżnej tuż za domem

Huczy basetla.

 

Ledwo usypiasz, już przy tobie staje

Elf mały, z baśni zimowej norweskiej,

A wtedy miga niby baj po ścianie

Płomyk niebieski.

 

Stąpacie cicho, żeby nie obudzić

Rodziców, którzy śpią w dębowym łożu,

1- w lot kominem! w ciemny świat i czar

Białego mrozu.

 

Lot, lot. Noc w górze cicha i gwiaździsta,

W szronach na dole prześwituje sioło

I nagle wiosna. Na różowych listkach

Księżyca koło.

 

Do tej krainy – lecz jakąż jest ona,

Wybudowana gdzieś na zgasłych łonach,

Pożar ognistym mieczem wejścia strzeże,

Umarły gil ćwierka u jej bram,

Siedzą z głową na rękach polegli żołnierze,

Na miast ruinie rzędy lisich jam

I mlecz, i wrzos na zapomnianych schronach.

 

Tam śnieżna góra jest pienistą falą,

Co trwa sekundę na równinie mórz.

Nim w głąb upadnie, gdzie się perły palą,

Trzmiel z tulipana strząśnie żółty kurz.

Nim nowa fala, księżycem zwabiona,

Klęknie i czoło powoli podźwignie,

Tysiąclecie ludzkie jedno skona,

A trzmiel w kielichu tulipana zniknie.

 

Do tej krainy przyjmij zaproszenie,

Nie pytaj, jak się dziś ona nazywa,

Wiesz, przez jak gorzkie tam idzie się ciernie.

Czy jest szczęśliwa? Nie wiem, czy szczęśliwa.

Jak pióro strzały, która pierś przebiła,

Drga, błyszczy w słońcu i barwy przybiera –

Z bólem na zawsze ta ziemia złączona

I tylko smutek jej bramy otwiera.

 

Jeżeliś klęski zaznał, dosiągł lat

Dojrzałych, patrząc na gruzy i zgliszcza,

I spustoszyła myśli twe jak wiatr

Litość najczystsza,

 

Jeżeliś nie chciał mówić odtąd nic,

Bo zapytałeś – po co, czy to warto

Straszliwy posąg, skamieniały krzyż

Ubierać farbą,

 

To wiedz, że ona blisko, żeś jest tuż.

I jeśli mówisz: żegnaj mi na wieki –

Witaj odpowie echo z ziemskich puszcz,

Wstydliwa czułość obmyje powieki

I każde dawne pożegnania słowo

Jest jak świtania dalekiego wstążka,

Rosa o brzasku, czeremchy gałązka,

A gdyś opłakał ją – ona przed tobą.