Krawat Aleksandra Wata

Ten krawat, dziany, z grubym węzłem,

w zgodzie z barwą ciemnej koszuli

i marynarki tweedowej

zachwycił mnie.

 

Był to naprawdę wytworny pan o czarnym wąsie

krótko przystrzyżonym.

 

Ktoś przedstawił mnie na Mazowieckiej, trochę dalej

niż Ziemiańska i księgarnia Mortkowicza (jedyne

miejsce w Warszawie, gdzie można było dostać moje

Trzy zimy wydane w 300 egzemplarzach).

 

Kto uwierzył w Opatrzność, musi widzieć Oko:

Cwałuje jeździec Pamiru w różach i fioletach.

Ulica Benvenue w Berkeley i Wat na tapczanie.

Jego zdumienie, kiedy próbuje ogarnąć swój los.

Bo skąd Wat w pritonach San Francisko,

liłowyj niegr Wertyńskiego?

I ja z magnetofonem. Młodzieniec z prowincji

miał, okazuje się, złożyć świadectwo.

 

Co prawda razem przeżyliśmy tę kolacje z Parandowskimi

w strasznego Sylwestra 1950 roku.

 

Biedne Wacisko.

Nacierpiał się w Kazachstanach i Tadżykistanach

 

mimo tego krawata

przy ulicy widm, Mazowieckiej w Warszawie.