Na śmierć Tadeusza Borowskiego

Borowski zdradził. Uciekł tam gdzie mógł.

Przed sobą widział gładką ścianę Wschodu,

Za sobą mury polskie Ciemnogrodu.

Co może wtedy człowiek? Drobny stuk

Serca tak mało znaczy. Więzień Oświęcimia

 

Szczęśliwszy był, kiedy w podarku niósł

Mitigal, siarkę swojej ukochanej.

Naga, w gorączce, ranami okryta,

On klękał przy niej, zawsze takiej samej

Dla miłujących oczu. A nad nimi trwał

Dym ludzki, czarna rzeka, dym nad Birkenau.

 

Ludzi ocalić. Dać im niebo czyste

I ład na ziemi. Dać im umysł jasny.

Nad kraj ubogi, nad Wartę i Wisłę

Wznieść łuki świateł i strzec, by nie zgasły.

Ludzi ocalić. I za to marzenie

Jest obrachunek. Sztylet był zatruty

Mówi kronikarz. Wchodził między cienie

Od jadu żmii, od ziarna cykuty,

I Majakowski. Noc, do siebie strzela.

I nie masz, nie masz wtedy przyjaciela.

 

Więc gaz otworzył i twarzą do ściany

Odwrócił się i w mroczne wieki minął.

Toczyły śnieżną pianę oceany,

Obłok pod księżyc piór białość rozwinął.

Milcząca trwała gładka ściana Wschodu

I śmiech się zerwał w murach Ciemnogrodu.