O książce

W czasach dziwnych i wrogich żyliśmy, wspaniałych, 

nad głowami naszymi pociski śpiewały 

i lata nie mniej groźne od rwących szrapneli 

nauczały wielkości tych, co nie widzieli 

wojny. W pożarze sucho płonących tygodni 

pracowaliśmy ciężko i byliśmy głodni 

chleba, cudów nieziemskich zjawionych na ziemi

i często, spać nie mogąc, nagle zasmuceni 

patrzyliśmy przez okna, czy nad noce sine 

nie przypływają znowu stada zeppelinów, 

czy nie wybucha sygnał nowy kontynentom, 

i sprawdzaliśmy w lustrze, czy na czole piętno 

nie wyrosło, na znak, żeśmy już skazani. 

W tych czasach nie dość było zawodzić słowami

czystymi, nad patosem świata wiekuistym, 

była epoka burzy, dzień apokalipsy, 

państwa dawne zburzono, stolice wrzecionem 

kręciły się pijane pod niebem spienionem. 

Gdzież jest miejsce dla ciebie w tym wieku zamętu, 

książko mądra, spokojna, stopie elementów 

pogodzonych na wieki spojrzeniem artysty? 

Już nam z twoich kart nigdy nie zaświeci mglisty

wieczór na cichych wodach, jak w prozie Conrada,

ani chórem Faustowskim niebo nie zagada 

i czoła zapomniany dawno śpiew Hafisa 

chłodem swoim nie dotknie, głów nie ukołysze, 

ani Norwid surowe nam odkryje prawa 

dziejów, które czerwona przesłania kurzawa. 

My niespokojni, ślepi i epoce wierni, 

gdzieś daleko idziemy, nad nami październik 

szumi liściem, jak tamten łopotał sztandarem. 

Wawrzyn jest niedostępny nam, świadomym kary, 

jaką czas tym wyznacza, którzy pokochali 

doczesność, ogłuszoną hałasem metali. 

Więc sławę nam znaczono stworzyć – bezimienną, 

jak okrzyk pożegnalny odchodzących – w ciemność.