Chciałem powiedzieć prawdę,
i nie udawało się.
Próbowałem spowiedzi,
ale nic nie umiałem wyznać.
Nie wierzyłem w psychoanalizę,
bo dopiero bym nakłamał.
I dalej noszę w sobie zwiniętą żmiję winy.
A to dla mnie wcale nie abstrakcja.
Stoję na mszarynie w Raudonce koło Jaszun
i ogon żmii właśnie znika w kępie mchu
pod karłowatą sosenką,
kiedy naciskam cyngiel
i wyzwalam ładunek śrutu z berdany.
Dotychczas nie wiem, czy któreś ziarnko ołowiu
trafiło w obrzydły biały brzuch
albo w zygzak na grzbiecie Vipera berus.
W każdym razie łatwiej to opisywać
niż duchowe przygody.