Czekałam długo…

czekałam długo

wspierałam włosy na ręce

podpórkę robiłam włosom

z moich rąk samotnych z palców

 

usta oszukiwałam pieszczotą

kolorowej szminki

czekajcie – mówiłam ustom –

przyfruną pocałunki

opadną

rojem pszczół w wasze różowe wnętrze

 

i piersi dotykałam ręką

szeptałam w uniesione końce

czekajcie – przyjdzie ten

w którego rąk zagłębieniu

znajdziecie przystań spokojną

 

i nóg strzelistym wieżom

odwróconym w dół

kłamałam – przyjdzie

i drżały – wierząc

 

teraz – rzucam to wszystko

w chłodną taflę lustra

jak w głęboki staw

i odwracam twarz i się śmieję