Z żywych bolesnych gałęzi…

z żywych bolesnych gałęzi

uplecione ciało mojego ogrodu

płacze po nocach

przywołując puszystość ptasich skrzydeł

twarz księżyca zmokła wśród liści

zagląda w gniazda pełne nieobecności

zielone palce drgają

zaciśnięte na gardle wiatru

świt

po biało – czarnych klawiszach

tańczą widzące palce

oddechem mówię – witaj

ręką dotykam ust

uśmiechem – kształt widomy

wydobywam na jawę koloru

i najpiękniejszym we krwi

piszę – ja