Czerwony złoty

Z pośrodka ziemi niegdyś wydobyty, 

Różne na siebie bierałem postaci, 

Teraz pod stemplem menniczym ukryty, 

Włóczęga na wzór moich innych braci, 

Niech też przemówię, a w przykładzie rzadki, 

Opowiem moje rozliczne przypadki.

 

Murzyn mnie zdobył, gdym był jeszcze proszkiem, 

Na lemiesz prostak do pługa ukował. 

Byłem naczyniem, zrobili mnie bożkiem, 

Ten, co mną orał, czcił potem, szanował. 

Zwyczajne ślepej Fortuny igrzysko, 

Raz zbyt wysoko byłem, drugi nisko.

 

Choć byłem bożkiem, przecież żem był złoty, 

Przyszło do tego, iż z ołtarza spadłem. 

Trzeba pójść było na nowe obroty: 

Znowum się spotkał z młotem i kowadłem, 

A przyciśniony stemplowym mosiądzem, 

Lemiesz, bóg, kubek — zostałem pieniądzem.

 

Idealnego towarów szacunku 

Zrazu bywałem cechą sprawiedliwą, 

Wspierałem nędznych, w przystojnym szafunku

Rozdany szczodrze ręką dobrotliwą.

Z latym się popsuł, a z powszechną szkodą

Stałem się niecnot i zdrady nadgrodą.

 

Dopierom poznał dzielność przedtem skrytą, 

Skorom się w rękach bezbożnych obaczył: 

Zacząłem rządzić rzecząpospolitą, 

Jam prawa znosił, stanowił, tłumaczył. 

Skorom gdzie błysnął, zaraz jak najrychléj 

Zagadłem mędrców, a mówce ucichli.

 

Tam, gdziem był wieków przykładem odparty, 

Gdzie Likurg wszystkie przystępy zagrodził, 

Przecież z Lizandrem wkradłem się do Sparty, 

Lud z jarzma prostej cnoty oswobodził 

Ów, co przemysłem tyle dokazywał, 

Mną Filip zamków najlepiej dobywał.

 

Gdzie niegdy owe nieprzedajne dusze 

Stateczną zawżdy tłumili mnie wzgardą, 

Jam przeinaczył rzymskie animusze, 

Jam zgnębił cnotę ubóstwem zbyt hardą; 

Tych, co Porsenna, Pyrrus nie zbogacił, 

Numid Jugurta pieniędzmi zapłacił.

 

W dalszym przeciągu pod różnymi cechy 

Rządziłem światem i z cnotą wojował, 

Jej świętą odzież jam wkładał na grzechy, 

Jam sprawiedliwość niezbytą kupował,

Waleczny zelant, statysta uprzejmy,

Dla stołków, świczek rwałem wolne sejmy,

 

Byłem nieprawych korzyści zapłatą 

Jaśnie wielmożnych, jaśnie oświeconych, 

Byłem bezczelnych złodziejów intratą, 

Byłem orężem w ręku u szalonych. 

Wpadłem dziś gorzej niż w pazury wilcze, 

Jestem tam, gdzie to… lepiej, że zamilczę.