Na płacz jednej panny

Płaczesz, Filido, i śliczne jagody

Potoki-ć słonej przebiegają wody,

Jak więc odwilżą rosa kwiat różany

l ogród zdobią niemętne fontany.

Dobrze tak na cię, że wżdy z raz uczujesz,

Jako niesłusznie z moich łez dworujesz

I jak to ciężko wylewać mej duszy

Płacz, co cię najmniej nie zmiękczy ni ruszy.

Ale-ć to nie twe łzy, tylko twe oczy,

Jak słońce, ten płacz, co się z moich toczy,

Promieńmi swymi wciągnąwszy do góry,

Teraz ten smętny deszcz spuszczają chmury;

I już bym się bał potopu strasznego,

Już o korabiu myśliłbym Noego,

Ale mi miasto przysiężonej tęczy

Brew zacerklona za pogodę ręczy.

Do tych wód jako jeleń upragniony

Bieżał Kupido i kołczan złocony

Złożywszy, strzałki hartował w tym zdroju

I chwytał gębą krople w przykrym znoju.

Potem zaś jako ptak przed niepogodą

Kąpał się, płucząc skrzydełka tą wodą;

I gdy się myje, gdy się nurza pod nią,

Nieobyczajnie zgasił w niej pochodnią,

Stąd w twoim płaczu takie są zapały,

Żeby mógł spalić okrąg świata cały

Albo piorunem straszyć, albo domy

iarką wywracać bezbożnej Sodomy.

Kto widział, jako deszcze więc spadają,

Które z błyskaniem złączone bywają,

Kto doznał, jako, choć za szyję ciecze,

Samymi dżdżami kanikuła piecze,

Ten i z twoich łez porozumiał szkody.

O, jakie cuda! ogień idzie z wody!

Płaczesz iskrami; Wenus, co pochodzi

Z morskich pian, w tym się płaczu znowu rodzi.

Ale jeśliście są tak w ogień płodne,

Jakoż pędzicie, oczy, zdroje wodne?

Jeśliże wam zaś tak’ łacno o wody,

Przecz sercu memu nie dacie ochłody?

Widzę, co w tym jest: ogień z żadnej miary

Wody nie cierpi, muszą w tym być czary:

Już to ta Cyrce kuje mi okowy

I z łez przyprawia trunek jakiś nowy.

I to mnie dziwna, że tak twarda skała

Kroplę litości wypuściła z ciała,

Acz-ci zwyczajnie pod twardym kamieniem

Żywe się źródło dobywa strumieniem.

Podobno jakby nie dość na tym miała,

Że na lamenty moje skamieniała,

Na moje szkodę te drogie łzy psuje

I w nich stal swojej twardości hartuje;

Podobno, że ją me posługi bolą

I już mię cale dokończyć ma wolą.

Nowy krokodyl, zmyśla i żartuje:

Tu płacze, a tu i na śmierć morduje.

O wdzięczny płaczu, z którego coś idzie,

Co smacznego coś przydaje Filidzie!

Cóż, gdyby z pereł pokazała zęby

I przy uśmiechu pozwoliła gęby!

Równa się każda kropla, którą puści,

Perle i srebru, kiedy się rozpuści;

Ta Kleopatra ma perły przebrane

Zupełne w uściech, w oczu przetapiane.

Nie tak są piękne gwiazdy, które ciemnej

Nocy spadają ku niskości ziemnej,

Jako każda łza, która na jej twarzy

Kropiąc lilije, ognie moje żarzy.

Płacz tedy. Pili; kiedy-ć tak przystoi,

Już się tych smętków serce me nie boi;

Owszem, tym deszczem zawiędłej nadzieje

Latorośl w sercu moim odmłodnieje:

Tak wiemy, że już wiosna nam nadchodzi,

Gdy słońce w kąpiel do Wodnika wchodzi,

Tak i tuszymy, że wdzięczny świt blisko,

Gdy zorza kropi rosą ziemię ślisko.

Podobno widząc, jak dla ciebie ginę,

Tę mi z łez moich dajesz dziesięcinę:

Podobno mi cię ten płacz miększą sprawi,

Wszak częsta kropla i kamień dziurawi.