Wiejski żywot

Chociaż ty, Jago, same tylko dwory

I miasta chwalisz, nawiedzić obory

(Wszak się i dworscy przejeżdżają radzi)

Wiejskie nie wadzi.

 

Nie gardź folwarkiem, tak wielcy panowie

Zbiegali w pole po pokój i zdrowie,

Tak się bawili ludzie przed potopem

Bydłem a snopem.

 

Wtenczas, co dały domowe okoły,

Tym się pyszniły niewyniosłe stoły,

Mniej potraw było z lepszą dobrą wolą

Przy chlebie z solą.

 

Tym zawierszali niewrzące obiady.

Co fruktów dały naszczepione sady,

Co spłacheć roli, co spichlerz domowy

I dojne krowy.

 

Słodkich im ze Włoch win nie niosły muły,

Nie znali Węgrów, symonów, rywuły,

Pragnienie wodą śmierzyli stokową,

Czaszą bukową.

 

Albo z jęczmiennym przeważywszy słodem

I piwnicznym ją wystudziwszy chłodem,

Upracowanym żeńcom koło żniwa

Dawali piwa.

 

Domowe krosna samodziałkę tkały,

Jedwabiu, złota chałupy nie znały,

Len tylko biały wystawiał strój z pełna

A z owce wełna.

 

Co wszytko miła słodziła swoboda,

Nie tknęła się ich przygoda ni szkoda.

Ani gniew panów, ni co bieży w koło

Fortuny koło.

 

Ale i teraz pojrzyj na te kraje,

Które ziemianin własnym pługiem kraje:

Ujrzysz, że łacniej o pokój przy zdroju

Niźli w pokoju.

 

Wierniej spokojny wczas chałupy strzeże,

Prędzej na górne bije piorun wieże,

Prędzej wiatr kruszy zawiłą dębinę

Niż gibką trzcinę.

 

Na gospodarskie patrz tylko zabawy:

Ten rybkom kopie sadzawki i stawy,

Ten na nie, chociaż nie pewien, czy będą,

Zachodzi z wędą;

 

Ten piosnki śpiewa i wieśniackie wiersze,

Ten wianki wije, ten z sitowia wiersze,

Ten przy skaczących po trawie barankach

Gra na multankach;

 

Tamten z konopnej wywiera psy sforki,

Ten tłuste tłucze kobusem przepiórki,

Ten na lep albo w powikłane motki

Łowi czeczotki:

 

Ten płoty grodzi około rozsady,

Ów szczepi w pniaki, ten obrywa sady,

Ten śliwy leje na powidła w prasy,

Ten rwie na lasy;

 

Ten większym bydłem rznie grzbiet twardej roli,

Ten zasię w skopiec zbierać mleka woli,

Ten żnie, ów wiąże, ten pożęle snopy

Układa w kopy;

 

Ten w przetak mannę za porannej rosy

Zbiera, ten młóci pozwożone kłosy,

Ten wieje, a ten o jasny dzień prosi,

Gdy siano kosi;

 

Ów sery tworzy, ten ściska twarogi,

Ten kapelusze plecie na śreżogi,

Tamten na skrzypkach na imi^ swej kumy

Wyrzyna dumy,

 

A dokończywszy dorocznej roboty,

Skoczy i w taniec, zrzuciwszy choboty,

I szczerze myśli po dobrym obżynku

O odpoczynku.

 

Żaden mu rozruch nie rozerwie wczasu,

Przykrego nigdy nie słyszy hałasu,

Prócz szumu z wody, co snowi pomocy

Dodaje w nocy.

 

Zdrowszy mu owoc, smaczniejsza jarzyna,

Co ją wykopie rydlem, niż zwierzyna,

Niż chleb podbitą piętą wywiercany,

Stojąc przed pany.

 

To pałac jego – uklecona chata,

Dworzanów trzyma parobcza zapłata,

Straż się też wierna na złodzieja sroży,

Kundel w obroży.

 

Ostatek dworu: baran, ciołek, woły;

Kapela: ptastwa krzyk z rana wesoły;

Piernaty: trawa; namiot pokojowy:

Cień jaworowy.

 

Szkarłatów nie masz ni drogiego złota,

Lecz oprócz kwiatków, co rostą u płota,

Słońce mu daje złoto i purpury,

Malując chmury.

 

Po chlebie nie zna oprócz samej wody,

W której się podczas przegląda z przygody;

Wierne z sąsiadów, chociaż nie ma wiele,

Ma przyjaciele.

 

Zdrad dworskich, figlów wolen i obmowy

Zjadłych języków, a jeśli ulowy

Plastr podbierając żądło mu zaszkodzi,

Miód to nadgrodzi.

 

Tyran tu nie drze, krwią ziemie nie broczy,

Wół tylko bodźcem zakłuty poskoczy,

A pan, na przyszły pożytek udany,

Strzyże barany.

 

Wojny nie słyszał ani widział bitwy,

Prócz między drobem z lotnymi rybitwy,

Oprócz niekrwawej, którą zwodzą bycy

Przy jałowicy.

 

Zazdrość tu w samej ma miejsce ochocie,

Kiedy się żeńcy ścigają w robocie,

Albo się ptacy pieniem przekrzykują,

Gdy słońce czują.

 

Na nowy co dzień zysk wesoły wstanie,

Snu mu zbyteczne nie przerwie staranie;

Nie dbać o złoto, nie dbać o klejnoty –

To jest wiek złoty.

 

Przy dobrej myśli, kto ma żyzne pługi,

Może i z dworskiej przeszydzać wysługi;

Gdzie taka wolność, pokój i zabawa,

Fraszka Warszawa.

 

Sam mu Kupido zadaje niewczasy,

Sam go na smętne myśli pędzi w lasy,

Ani jest wolen przed Wenerą płochą

Pod wiejską sochą.

 

Dlatego i ja ciebie tam prowadzę,

Jago, aza twej twardości co radzę,

Aza cię w polu, którą wszytko tleje,

Gwiazda zagrzeje.