Żył w naszej wsi bogaty mułła.
Rzekł sąsiad doń: – Sąsiedzie,
Pożycz mi, proszę, swego muła,
Syn mój na targ pojedzie.
– Niestety, muła nie ma w domu –
Tak mułła mu odrzecze –
Więc nie pożyczę nikomu,
Rozumiesz sam, człowiecze.
Kiedy się ta rozmowa snuła,
W pobliskiej stajni właśnie
Rozległ się ryk przeciągły muła.
A niech to piorun trzaśnie!
– Widzę, żeś skłamał najzwyczajniej –
Rzekł sąsiad do sąsiada –
Twój muł jest w domu, stoi w stajni.
Czy kłamać tak wypada?
– Jak to? – odrzecze na to mułła
Zły, że mu zbrakło słów aż –
Ty zaufanie masz do muła,
Natomiast mnie nie ufasz?!
Biedak opuścił go w milczeniu,
A kiedy szedł wąwozem,
Zobaczył nagle przy strumieniu
Stojącą w cieniu kozę.
Szybko skrępował ją powrozem,
A choć to ciężar spory,
Na grzbiet władował sobie kozę
I zaniósł do obory.
Mułła zdyszany wbiegł po chwili.
– Po kozę mą przychodzę,
Życzliwi ludzie mi mówili,
Żeś zdybał ją na drodze.
– Twej kozy nie ma tu, skąd znowu –
Rzekł sąsiad do sąsiada –
Może pobiegła do parowu,
Idź, szukaj jej po śladach.
Wobec takiego stanu rzeczy
Już wyjść zamierzał mułła,
Gdy nagle słyszy – koza beczy,
Tak jakby go poczuła.
Zawołał mułła: – Co za zgroza!
Chcesz mnie oszukać, błaźnie.
Przecież to beczy moja koza,
Poznaję ją wyraźnie.
A biedak rzecze mu przytomnie:
– Doprawdy, brak mi słów aż,
Ty zaufania nie masz do mnie,
A głupiej kozie ufasz!