Baraby

Idą baraby, idą baraby 

Ponoć od strony Krakowa, 

Tak maszerują jak jaka 

Kompania honorowa. 

 

Pędza baraby, pędzą baraby, 

Starcy i młodzi junacy: 

“Nie myślą gdzieś zdychać na gnoju, 

Każdej podejmą się pracy”. 

 

Pędzą baraby, pędzą baraby, 

W rękach siekiery i szpadle, 

Patrzą przed siebie z ukosa, 

Stanowczo i zajadle. 

 

Pędzą baraby, pędzą baraby, 

Harapem ich swoim popędza, 

Że tchu już brakuje im w piersiach, 

Najsroższy ekonom: Nędza. 

 

Na głowie mają, na głowie mają 

Szerokie kapelusze, 

Paltoty skręcone na plecach, 

We wnętrzu zmęczoną duszę. 

 

Lęk mają w oczach, lęk mają w oczach, 

Patrzą przed siebie z trwogą, 

Czy ich nie łudzi Nadzieja, 

Której się oprzeć nie mogą? 

 

Ślepa Nadzieja, ślepa Nadzieja 

Skacze przed barabami, 

Przygrywa na harmonice 

l mami ich słodko, i mami. 

 

Pot im ze skroni, pot im ze skroni 

Niepożądany ścieka 

I dzwoni im w uszy: “0 jestem 

Przekleństwem biednego człowieka!” 

 

Pędzą baraby, pędzą baraby, 

Nikt buta nie ma na nodze, 

A tutaj pełno jest żwiru 

W tej nie kończącej się drodze. 

 

Zmięte koszule, zmięte koszule 

I potargane spodnie, 

Noclegi mają po polach, 

W kartoflach śpi się wygodnie. 

 

W uszach z nich każdy, w uszach z nich każdy 

Ma kłębek brudnej waty: 

Ponoć ich tego nauczył 

Krzyk dzieci. O raty! przeraty! 

 

Głód im doskwiera, głód im doskwiera, 

Nie będą mieć innej rady, 

Gdy marchew wyjedzą w polu, 

Na chleba się rzucą składy. 

 

“Panie piekarzu, panie piekarzu,

Otwórz na oścież swe bramy! 

Dajże im chleba i bułek 

Dla dzieci! My mleka im damy”. 

 

Chłód im dokucza, chłód im dokucza, 

Siecze ich mroźną stalą, 

Nie znajdą dla siebie już pieca, 

To i świat cały podpalą. 

 

“Hej, panie wójcie, hej panie wójcie! 

Dajcie im legowisko, 

A nie żałujcie im ognia, 

Olszynę macie tak blisko!” 

 

Idą baraby, idą baraby 

Ponoć od strony Krakowa, 

Tak maszerują jak jaka 

Kompania honorowa.