Dzwonki sanek

Szczelnie dziś okna przysłoniłem w domu — 

Nie chcę, by zajrzał kto do mego wnętrza: 

Cisza w nim teraz włada przenajświętsza, 

Jej tajemnicy nie zdradzę nikomu.

 

Żali szczęśliwsza godzina być może

Nad tę samotność, której siła żywa

Gdzieś w ponadziemski przestwór nas porywa

I w bezgranicznym zatapia przestworze?

 

Zdarzyła mi się przecież chwilka jedna, 

Że, gdym usłyszał bujne dzwonki sanek, 

Mknących po mrozie, jakaś moc bezwiedna

 

Do przysłoniętych pchnęła mnie firanek. 

Alem się oparł: po cóż księżyc złoty 

Miałby się chyłkiem zaśmiać z mej tęsknoty.