Od drzwi tych nie odejdę

Od drzwi tych nie odejdę, pukać nie przestanę,

Bo w oknach tego domu biała Cisza stoi,

A czuję – jakżeż bardzo! – że dla duszy mojej

Potrzebne jej lekarstwo… Każdy ma swą ranę,

 

Więc po cóż się dziwicie, że i mnie się dwoi

W źrenicach od upływu krwi, toczącej pianę

Pod stopy złych czy dobrych przechodniów… Nieznane

Jest szczęście, a znanego szczęścia człek się boi,

 

Ażeby nie uciekło… Lecz ja wiem, że ona,

Ku polom przez te szyby patrząca, ma nogi

Bez skrzydeł i bez skrzydeł śnieżyste ramiona.

 

W dziecięcych dniach, śród wiosny, nim się jeszcze zboże

Wykłasza, raz w swój uścisk zamknęła mnie drogi;

Jam wyrwał się i oto znam wykrzyknik: gorze!