Tren XIII

Moja wdzięczna Orszulo, bodaj ty mnie była 

Albo nie umierała lub się nie rodziła!

Małe pociechy płacę wielkim żalem swoim

Za tym nieodpowiednym pożegnaniem twoim. 

Omyliłaś mię jako nocny sen znikomy,

Który wielkością złota cieszy smysł łakomy, 

Potym nagle uciecze, a temu na jawi

Z onych skarbów jeno chęć a żądzą zostawi. 

Takeś ty mnie, Orszulo droga, uczyniła 

Wielkieś nadzieje w moim sercu roznieciła, 

Potymeś mię, smutnego, nagle odbieżała

I wszytki moje z sobą pociechy zabrała. 

Wzięłaś mi, zgoła mówiąc, dusze połowicę; 

Ostatek przy mnie został na wieczną tesknicę. 

Tu mi kamień, murarze, ciosany połóżcie,

A na nim tę nieszczęsną pamiątkę wydróżcie: 

“Orszula Kochanowska tu leży, kochanie 

Ojcowe albo raczej płacz i narzekanie. 

Opakeś to, niebaczna śmierci, udziałała

Nie jać onej, ale mnie ona płakać miała.”