Z Anakreonta (II)

Próżno się mam odejmować, 

Widzę, że muszę miłować. 

Miłość mi dawno radziła, 

Lecz ja, jako prawy wiła, 

Nie chciałem słuchać jej rady, 

Aż nama przyszło do zwady. 

Bo sajdak z łukiem porwała, 

A mnie za rękę wyzwała. 

Ja też, jako Hektor zasię, 

Wziąwszy karacenę na się, 

Tarcz i szablę jako brzytwę, 

Stoczyłem z Miłością bitwę. 

Ona ku mnie ciągnie rogi, 

A ja co nadalej w nogi. 

A gdy wszytkich strzał pozbyła, 

Sama się w bełt obróciła 

I prosto mi w serce wpadła, 

A mnie zaraz moc odpadła. 

Próżno tędy noszę zbroję, 

Próżno za pawezą stoję: 

Bo kto mię ma bić na górze, 

Kiedy nieprzyjaciel w skórze?