Łódź

Gdy kiedyś czołem dosięgnę gwiazd

I przyjdzie chwały mej era,

Gdy będzie o mnie kilkaset miast

Sprzeczać się, jak o Homera,

 

Gdy w Polsce będzie pomników mych

Więcej niż grzybów po deszczu,

I w każdym mieście zacznie się krzyk:

“Ja Ciebie wydałem, wieszczu!” –

 

Niechaj potomni przestaną snuć

Domysły “w sprawie Tuwima”,

Bo sam oświadczam: mój gród – to Łódź,

To moja kolebka rodzima!

 

Niech sobie Ganges, Sorrento, Krym

Pod niebo inni wynoszą,

A ja Łódź wolę! Jej brud i dym

Szczęściem mi są i rozkoszą!

 

Tu, jako tyci od ziemi brzdąc,

Zdzierałem portki i buty,

Tu belfer, na czym świat stoi klnąc,

Krzyczał: “Ty leniu zakuty!”

 

Tu usłyszałem burz pierwszych grom

I pierwsze muzy szelesty!

(Do dzisiaj stoi ten słynny dom:

Andrzeja, numer czterdziesty.)

 

Tu przez lat dziesięć, co drugi dzień,

Chodziłem smętnie do budy,

Gdzie jako łobuz, pijak i leń

Słynąłem, ziewając z nudy.

 

I tu mi serce na wieczność skradł

Ktoś cichy i modro-złocisty,

I tu przez siedem ogromnych lat

Pisałem wiersze i listy.

 

Nawet mizerne wiersze me

Łódź oceniła najpierwsza,

Bo jakiś Książek drukował mnie

Po dwie kopiejki od wiersza.

 

Więc kocham twą “urodę złą”,

Jak matkę niedobrą – dziecię,

Kocham twych ulic szarzyznę mdłą,

Najdroższe miasto na świecie!

 

Zaszwargotanych zaułków twych

Kurz, zaduch, błoto i gwary

Piękniejsze są mi niż stolic szych

I niż paryskie bulwary!

 

Śmieszność twa łzami przyprósza mi wzrok,

Martwota okien twych ślepych

I czarnych ulic handlarski tłok,

I uszargany twój przepych.

 

I ten sterczący głupio “Savoy”,

I wyfioczone przekupki

I szyld odwieczny: “Mużskij portnoj,

On-że madam i pszerupki”.