Niedźwiedź

Wychodzę na dwór

 

Huczy przedwiośnie w słupach

Deszcz wyświęca pierwsze zawilce

Poprad brudy zimowe pierze

 

Dymi kocioł Karpat

Po śniegu lnie niebieskim

Idę ciężko jak niedźwiedź

Mruczę coś do obłoków

 

Nie wszystkie polowania

Tak się skończyły jak chciałem

Nie każdego wolno

Ciężką swą łapą zabić

 

Skazany na te góry

Z kilkoma purchawkami cerkwi

Z rezerwatem lip

Drzemię w ich zielonych lochach

Nie przyjmuję radości

 

Spod śniegu wychodzą łąki

Czarne od trucizny

 

Skazany na te góry

Idę ciężko jak niedźwiedź

Już dawno obudzony

Z wiary i nadziei