Profile Cyrenejczyka

…przymusili przechodzącego Szymona Cyrenejczyka,

idącego z pola, ojca Aleksandra i Rufa, aby niósł krzyż jego… 

(Mk 15,21)

 

Część I

 

ZANIM JESZCZE POTAFIŁEM ROZRÓŻNIĆ WIELE PROFILÓW

 

1.

 

Profil wśród drzew. Inaczej: profil wśród kolumn.

Inaczej: profil wtopiony w taflę mokrego bruku.

Inaczej: profil człowieka we drzwiach własnego domu. 

Inaczej jeszcze zwycięzca: w profitu grecki półbóg.

 

Jest profil Cyrenejczyka, który najlepiej znam,

najwszechstronniej.

Zaczyna się zawsze przy drugim Człowieku,

od bark opada,

by urwać się właśnie tam,

gdzie ów Człowiek najbardziej jest sobą

I najbardziej bezbronny –

 

(bezbronny byłby wówczas, gdyby to, co w nim i z niego, 

nie tworzyło żadnego pionu, ale uległo).

O takim więc profitu i o tamtym drugim Człowieku 

nieustannie mówi mi życie. 

(Wówczas profil przechodzi w przekrój).

 

2.

 

Stopy szukają w trawie – jest ziemia. 

Owady drążą zieleń i słońca kołyszą strumień.

 

Stopy ścierają bruk, bruk ściera stopy na przemian. 

Nie ma patosu. Jest myśl nie domówiona w tym tłumie.

 

Weź myśl – jeśli potrafisz – weź myśl, pozakorzeniaj 

w palcach rękodzielników, albo też w palcach kobiet 

piszących na maszynie po osiem godzin codziennie 

czarne litery nawisie u zaczerwienionych powiek.

 

Weź myśl i dokończ człowieka

lub też mu pozwól rozpocząć siebie samego na nowo

lub też inaczej: niech on Ci tylko pomaga,

a ty go prowadź.

 

3.

 

Dlaczego nie jest tak? Magdaleno, Szymonie z Cyreny?

Czy pamiętasz ów pierwszy krok, którym dotąd idziesz bez przerwy?

 

4.

 

Falują trawy jak hamak, kołyska zwiewnych pszczół. 

Kamienne płyty stoją – prostopadły rozdziela je promień.

Idź lepiej falą! Idź falą i nie rań stóp –

fala ogarnia cię tak, że nie poczujesz, jak toniesz.

 

5.

 

Wtedy jednak nadejdzie On i swoje własne jarzmo 

przeniesie na twoje barki. Poczujesz, ockniesz się, zadrżysz.

 

Część II

 

TERAZ JUŻ ZACZYNAM ROZRÓŻNIAĆ POSZCZEGÓLNE PROFILE 

 

1. MELANCHOLIK

 

Nie chciałem wziąć. Zbyt długo we mnie waży się ból, 

zrazu przyjęty dość słabo 

– waży się w wyobraźni i toczy z wolna jak mól, 

jak rdza zużywa żelazo.

 

Ach, wypłynąć z nurtu ukrytego i przejść poza bólu przedsmak! 

Jest życie, proste i wielkie – jego głębia nie kończy się we mnie. 

Rzeczywistość bardziej jest wspaniała niźli bolesna. 

Zrównoważyć to wszystko nareszcie gestem dojrzałym i pewnym!

 

Nie wracać po tyle razy, lecz iść i dźwigać po prostu 

w równym odstępie godzin tę całą subtelną strukturę, 

którą w granicach mózgu tak łatwo przemienia się w rozstrój, 

a sama w sobie zmęczeniem jest bardziej niż bólem.

 

I może bardziej żyć z Nim niż z sobą tylko, 

bardziej być z Nim – 

odsunąć grozę spraw na tyle, 

by wystarczał zwyczajny czyn.

 

2. SCHIZOTYMIK

 

Są takie chwile głuche, chwile beznadziejne  

– czy wydobędę jeszcze z siebie myśl, czy z serca ciepło

wskrzeszę?

 

Nie zrywaj wówczas za mną, gniewem moim wtedy się nie przejmuj.

To nie jest gniew, to nic – to tylko puste wybrzeże.

 

Lecz wtedy tak bardzo mi ciąży nawet najlżejszy ciężar.

Idę, lecz stoję, nie czuję żadnego ruchu.

Pamiętaj wówczas – nie stoisz, lecz w ciszy te siły się prężą,

które  odnajdą swą drogę, te siły, które wybuchną.

 

I wtedy znów – nie gwałtownie, nie cały sobą naraz 

Rozkładaj momenty serca, rozkładaj napór woli. 

W gorączkowym blasku źrenic niech się natychmiast nie spala 

to, co rośnie w okresach zastoju.

 

3. NIEWIDOMI

 

Stukając białymi laskami w bruk

stwarzamy dystans nieodzowny.

Kosztuje każdy krok.

W pustych źrenicach wciąż umiera świat

do siebie samego niepodobny:

świat złożony nie z barw, lecz z łoskotów

(kontury, linie szmerów).

Pomyśl, z jakim trudem dojrzewa się do całości,

gdy zawsze tylko część zostaje – i tę część musimy wybierać.

 

O jakże chętnie każdy z nas wziąłby cały ciężar

człowieka, który bez laski białej obejmuje od razu przestrzeń!  

Czy zdołasz nas nauczyć, że są krzywdy inne prócz naszej?

Czy potrafisz przekonać, że w ślepocie może być szczęście?

 

4. AKTOR

 

Tylu ludzi wyrastało koło mnie i przeze mnie, i ze mnie poniekąd. 

Stałem się jakby łożyskiem, którym przetacza się żywioł

– na imię mu człowiek.

Ale skoro ja także jestem człowiekiem,

czyż natłok tych innych ludzi mnie samego jakoś nie wykrzywił?

 

Jeśli każdym z nich byłem niedoskonałe, wciąż za bardzo zostając

sobą – czy ten, który ze mnie ocalał, może patrzeć na siebie bez trwogi?

 

5. DZIEWCZYNA ZAWIEDZIONA W MIŁOŚCI

 

Często cierpienie uczuć mierzy się słupkiem rtęci 

podobnie jak ciepło powietrza lub ciał –

a przecież trzeba inaczej wykrywać ich wielkość… 

(lecz ty zanadto jesteś osią swoich spraw).

 

Gdybyś zdołała pojąć, że osią tych spraw nie jesteś,

a Ten, co nią jest,

też nie znajduje miłości-

– gdybyś zdołała to pojąć.

 

Po cóż jest serce ludzkie?

 

Temperatura wszechświata i serce ludzkie – i rtęć.

 

 

6. DZIECI

 

Dorastają znienacka przez miłość, i potem tak nagie dorośli 

trzymając się za ręce wędrują w wielkim tłumie – 

(serca schwytane jak ptaki, profile wrastają w półmrok). 

Wiem, że w ich sercach bije tętno całej ludzkości.

 

Trzymając się za ręce usiedli cicho nad brzegiem 

Pień drzewa i ziemia w księżycu niedoszeptany tli trójkąt.

Mgły nie dźwignęły się jeszcze. Serca dzieci wyrastają nad rzekę. 

Czy zawsze tak będzie – pytam – gdy wstaną stąd i pójdą?

 

Albo też jeszcze inaczej kielich światła nachylony wśród roślin 

odstania w każdej z nich jakieś przedtem nie znane dno. 

Tego, co w was się zaczęło, czy potraficie nie popsuć, 

czy będziecie zawsze oddzielać dobro i zło?

 

7. MYŚLI CZŁOWIEKA

 

Nazwiska nie wymieniaj. Zwiąż z jakimkolwiek “ja”,

to wszystko, co się otwiera i zamyka pod tchnieniem ust,

to wszystko, co czasem umiera w klimacie serca,

co chodzi za człowiekiem po całych dniach,

co światło w noc przemienia i ciepło w mróz-

 

to wszystko. Żyją ludzie i rodzą się pokolenia

niosąc wraz z sobą ramiona, gwoździe i dziwny uraz.

Wciąż się od Ciebie odsuwa, a nie oddziela się ziemia

– więc rośnie w prostych myślach i niespodzianych konturach.

 

Tak nie dorastać do ludzi, me dorastać do różnych ludzi, 

których prawda zawisa nade mną jak konar smutnego drzewa.

A przecież wciąż próbuję i nieraz nawet się trudzę,

i jeden profil rozumiem – ten właśnie, który opiewam.

 

Nie dość jednakże niosę i nie dość ciężary dzielę.

Nie dość, a myślę “zanadto”, ileż razy myślę tak.

Nazwisko moje zamilcz. Nie pozwól mi szukać siebie.

Niech ślady moich stóp w własnej myśli zawiewa piach.

 

8. RYSOPIS CZŁOWIEKA

 

Są wątki splątane głęboko. Kiedy próbujesz rozplątać,

czujesz, iż musiałbyś wyrwać wraz z nimi siebie.

Więc tylko popatrz, zrozumiej – zbyt uporczywie nie wglądaj,

by nie wchłonęła cię przepaść

(nie jest to przepaść bytu, ale tylko przepaść myślenia).

 

Byt nie wchłania, on rośnie, powoli zamienia się w szept:

to myśl nabrzmiała istnieniem – to ty, to wszechświat, to Bóg.

W przeciwnym kierunku – czujesz – jak wszystko czepia się nóg

i byt się sprowadza do punktu, a myśl wysycha jak step.

 

Więc pracuj po prostu i ufaj. A w siebie wchodź na tyle, 

by wiedzieć o swej pysze (to już pokora). 

I raczej pilnuj woli. Uczuć gwałtownych wylew 

czasami tylko się zdarza i nie ogarnia Boga.

 

9. ROBOTNIK Z FABRYKI SAMOCHODÓW

 

Spod moich palców wytworne modele – już szeleszczą po dalekich ulicach…

Ja z nimi jednak nie płynę po nawierzchniach nieznanych szos,

nie nakręcam wskazówek ich ruchu – to czyni policjant.

Odtąd już mówią pojazdy, a mnie odebrano głos.

 

Mam duszę otwartą. Pragnę rozumieć. 

Z kim walczę, dla kogo żyję? Oto myśli mocniejsze niż słowa. 

Brak odpowiedzi. Takich pytań nie stawiaj zbyt głośno. 

Powróć tylko jak co dzień o szóstej godzinie rano.

 

Skąd wiesz, że na wadze świata przeważa człowiek?

 

10. ROBOTNIK Z FABRYKI BRONI

 

Nie wpływam na losy globu, nie wszczynam wojen.

Czy idę z Tobą, czy przeciw Tobie – nie wiem.

Nie grzeszę.

Dręczy mnie właśnie to, że nie ja wpływam i nie ja grzeszę,

że toczę drobne zakrętki i gotuję fragmenty zniszczeń,

a nie ogarniam całości, nie ogarniam doli człowieczej.

 

Ja tworzyłbym inną całość i inną dolę (lecz jakże bez fragmentów?) 

w której ja sam zarówno, jak każdy inny człowiek 

byłby tą sprawą, rzetelną i świętą, 

której nikt nie przekreśli w uczynkach 

i nie zakłamie w mowie.

 

Świat, który tworzę, nie jest dobry –

lecz ja nie tworzę złego świata!

Czy to wystarcza?

 

11. MAGDALENA

 

Duch się przesunął nagle, a ciało jeszcze zostało 

na dawnym swoim miejscu. Dlatego ogarnął mnie ból. 

I trwać on będzie tak długo, aż nie dojrzeje ciało, 

w duchu znajdzie pokarm dla siebie, a nie jak dotąd głód.

 

To są chwile, gdy miłość boli: tygodnie, miesiące, łata. 

Język i podniebienie jak korzeń suchego drzewa, 

wargi odarte ze szminki. Prawda długo gruntuje błąd.

 

Jednak suszę całego świata

nie ja odczuwam, lecz On.

 

12. CZŁOWIEK EMOCJI

 

Ty się nie męczysz miłością, która cię wciąż zalewa.

Oto plama entuzjazmu, plama powabna i płytka.

Gdy wyschnie – czy czujesz pustkę?

 

Między sercem a sercem jest przerwa,

w którą wchodzi się bardzo powoli

– wówczas wzrok się oswaja z barwą, a ucho z rytmem.

 

Więc kochaj idąc w głąb i docierając do woli,

by nie czuć ucieczki serca i myśli męczącej kontroli!

 

13. CZŁOWIEK INTELEKTU

 

To, co odbiera życiu różnorodność, i powab,

i smak przygody wielkiej, i spontaniczność, i oddech.

 

Jak ciasno jest w twoich formułach, pojęciach i sądach,

które są treści zgęszczeniem, a treści zarazem tak głodne.

 

Nie łam tej we mnie bariery, bo bardzo potrzebna wszystkim.

Każda droga człowiecza prowadzi w kierunku myśli.

 

14. CZŁOWIEK WOLI

 

Moment woli bezbarwny i ciężki jak uderzenie tłoka

albo znów ostry jak szpicruta,

moment, który się na ogół

tak nie narzuca

nikomu

tylko, mnie –

nie dojrzewa z uczuć jak owoc słodki,

nie wyłania się z myśli,

skraca drogę –

gdy przychodzi, muszę go podźwignąć,

i czynię tak na ogół.

 

Nie ma miejsca na serce i myśl,

jest tylko ten moment, który wybucha 

we mnie jak krzyż.

 

Część III

 

SZYMON Z CYRENY

 

Oko w oko z Człowiekiem. Ulica i wiele twarzy –

i uderzenie w skroniach jak kuźni miarowy huk

Ja nie idę szukać przygód. Nikogo nie chcę obrażać,

Chcę wystarczyć sobie samemu.

Niech przeto nie wdziera się we mnie żaden nędzarz, skazaniec ni Bóg.

 

Chcę jednak być sprawiedliwy, więc targuję się z wami,

o tego drugiego Człowieka – (a przecież chcę wrócić do miasta).

Targuję się z wami o to, co sprawiedliwość każe,

co mnie słusznie winno ominąć, a co dla niego jest łaską.

 

Chcę zawsze być sprawiedliwy. Tu próg.

Poza ten próg nie przechodź, nie dotykaj myśli i serca,

niczego stamtąd nie ruszysz – ach, przymus i gwałt!

I on śmie na to się godzić – ten żebrak!

 

Człowiek sprawiedliwy dotąd – a dalej?

Pójdą ludzie – kobiety i dzieci – ci sami,

a ja z nim –

Któż nas odróżni, gdy ciężar złączonych na ziemię powali?

Jaz nim –

ja nie wytrzymam: sprawiedliwość to nie posąg ze stali.

Rozbij i otwórz (zdania muszą być zwięzłe,

ślizgać się muszą i rwać – nie będą to strofy okrągłe)

Rozbij i otwórz!

Zawisła nade mną źrenica – promieniowanie serca,

źrenica wyższa o belkę poprzeczną,

wyższa o tyle nade mną, że nie osiągnę…

 

Mój mały świat: sprawiedliwość ściśnięta kleszczami norm! 

Twój wielki świat, Twój wielki świat: źrenica, belka – i On!

 

I mógłbyś w tym wielkim świecie mojego małego nie dostrzec, 

i mógłbyś rozbić go do cna i unicestwić, 

i mógłbyś idąc z krzyżem postawić wszystko na ostrzu – 

Ty, szeroki, dostępny – Ty, w którym każdy człowiek się mieści.

 

Ja już nie chcę być sprawiedliwy! Ale ledwo stoję na progu, 

skąd widać nowy świat! A obok przepływa tłum, 

kobiety, dzieci, żołnierze: wszyscy krążą na granicy Boga.

 

Cisza, cisza –

Sprawiedliwość domaga się buntu – lecz przeciw komu bunt?