Panagia

Naiwną ręką mistrza przed laty 

W ołtarz cerkiewny sztywnie wtłoczona – 

Młode jej skronie gniecie korona, 

Młodą pierś gniotą dostojne szaty. 

 

Gdyby z tła złoceń zdjąć Świętą Maty, 

To by w skrach słońca szła ozłocona 

I jak wieśniaczka z synkiem u łona 

Przędłaby kądziel u progu chaty. 

 

A mgieł przędziwa znad modrej strugi 

W zwój by się pasem rozsnuły długi, 

I wszystkie świtu – zorzy uśmiechy 

 

Do jej by cichej przybiegły strzechy, 

Aby rozsypać puchy lipowe 

Na bezkoronną przędącej głowę.