Psyche

Psyche tajemna, smętna, zamyślona 

wyciąga ku mnie dziewicze ramiona 

i twarz nade mną pochyliwszy białą, 

duchowi memu każe rzucać ciało, 

i z własnych żądz mych i pragnień pogrzebu, 

z mogiły szałów mych i namiętności, 

ku mistycznemu podnosi mię niebu, 

jakbym już duchem odstawa! od kości.

 

Młodości mojej purpury i łuny 

w dym się zmieniają i w ciemne całuny… 

Niejedno myśli wybujałe kwiecie 

wiatr po rozłogach i topielach miecie… 

Niejedna chęć ma, ach! niejedna prysła, 

jak bańka szklarnia, gdy na głaz upadnie; 

niejedna gwiazda nade mną rozbłysła, 

w głuchych odmętach leży zgasła na dnie…

 

Ileż wiar moich i obłędów ile 

we wspomnień żywej spoczywa mogile… 

Wielkie kościoły, kędym klękał wprzódy, 

kłamstw okazały się pełne i złudy… 

Pustynia ruin wokoło się piętrzy, 

strzaskanych kolumn leżą całe zwały – 

posągi bogów o twarzy najświętszej 

strącone z podstaw w proch poupadały.

 

Jak czynią ludzie wielką trwogą zdjęci, 

zło myśli chciałem pogrześć w niepamięci, 

lecz ono było jako wąż pod liśćmi – 

i nie wiedziałem w końcu, dokąd iść mi, 

w jakiej się ukryć niedostępnej twierdzy 

przed własnej myśli pościgiem zażartym? 

Gdzie obmyć ducha ze śniedzi i ze rdzy, 

by Blask odświetlał i był Blasku wartym?

 

W bezdni upadku, w porywów bezkresie 

byłem jak okręt, który burza niesie: 

jedna pod chmury wyrzuca go fala, 

druga w przepastną toń odmętów zwala… 

Czegom nie odczuł!?… Każdy atom duszy 

przez piekło swoje szedł, boleścią siny – 

i czułem w końcu, że się duch już kruszy 

i że nie nie mam dla życia – prócz śliny…

 

Aż nie wzywana i niespodziewanie 

biała i czysta Psyche przy mnie stanie 

i takie światy mi nowe ujawni, 

jakich śnić nawet nie zdołałbym dawniej; 

światy, gdzie wchodzić tylko ci są zdolni, 

co poświęcili swoje zmysły Myśli, 

których duch z ciała się więzów uwolni, 

choć jeszcze odeń są śmiercią zawiśli.

 

Jeśli przez moich namiętności zgliszcze 

zbrudzoną duszą prześnię i oczyszczę; 

jeśli człowieka w duchu moim zgniotę 

i ducha zmienię w wszechwładną istotę: 

królestwa swego mistyczne wrzeciądze 

na oścież wówczas otworzy mi Psyche 

i wejdę w jasność, jak dziś w mroku błądzę, 

i ze skał grzmiących wejdę w łąki ciche.

 

W owej tajemnej, głębokiej wyżynie 

duch mój się w duchu wszechświata rozpłynie, 

a razem w siebie jego bezmiar wchłonie, 

jak jedną tworzą toń dwie zlane tonie. 

W ów świat podniósłszy się raz i wstąpiwszy, 

wzgardę czuć będę, kędy dziś się trwożę, 

i mrąc dla siebie, sobie będę żywszy, 

i gasząc płomień, będę patrzył w zorzę.

 

I mieć tam będę tryumf wyzwolenia 

ducha z pęt żądzy, co go opierścienia; 

tryumf najwyższy, kiedy mi poddanem 

będzie, co wprzódy było moim panem; 

gdy ludzkie szały, jak sokół w kapturze, 

nie będą śmiały zrywać się do lotu 

i wszystkie zmysłów i umysłów burze, 

jak dym rozwiany, znikną bez powrotu.

 

I bliski będę wyczuć i zrozumień, 

jakim się biegiem toczy życia strumień; 

w jakie niebiosa z bagien i topielisk 

dźwiga się bytu olbrzymi obelisk? – 

I wiem, ze wówczas będę mógł w wszechświecie 

znaleźć harmonię pełną i porządek 

i ze spokojem patrzeć, jak się plecie 

nić na wrzecionie czas mierzących Prządek.

 

Bo ponad wszystkie: i nowe, i stare, 

znajdę tam głębszą: rezygnacji wiarę; 

wiarę poddania się najwyższej Woli, 

co się nad wszystkie inne aureoli, 

skąd wszystkie inne biorą swój początek 

i moc pozorną, naprawdę bezwładną; 

gdzie wrócić muszą, podobne do łątek, 

co z wody wyszły i w wodę upadną.

 

Jeszcze czas nie jest, lecz mi Psyche biała 

na oczach duszy wiecznie będzie stała 

i owa w dali, jak fatamorgana, 

kraina ducha przez nią pokazana 

już zapomnienia mgłą się nie powlecze, 

i zapalone mam gwiazdy przewodnie; 

zwyciężyć w duchu, co w nim jest człowieczej 

i patrzeć śmierci w twarz wprost i pogodnie.