Co rok

Znów rok na drodze szaradą upłynął.

Koń parskający z zodiaku niedaleko przebiegi.

Były wiosny odmierzane rosnącą zielenią,

drzewa wykrzykniki jesieni na niebie.

Rok za daleki za bliski wyminął nas jak zenit

skoszony skośnym deszczem niezrozumień.

Za daleko z drogi zawrócić znużenie

w tłumie.

Rozbitego na krzyżach samotnych

opuszczono Chrystusa, który płacze bezradnie;

widział: nie domkniętym oknom radości

przechodzień kradnie.

A zresztą

deszcz wysechł niebu, śnieg jest szorstki jak twarze.

Milczenie: śnieg drzewa wyostrzył parkom.

Jak zawsze: wróblami bronią szybkostrzelną,

wronami niebo ocieka.

Psy wyją na drodze nieśmiertelność.