Do Andrzeja Kamińskiego

Jakie brzegi nieśnione potrącałeś wiosłem?

Oto w dolinach czarnych rzeki z ognia płyną.

Do takich to nas potęg zwykłe dni poniosły.

Takim to dniom oślepli wołaliśmy: przybądź?

Jakże nam, przyjacielu, wynieść wierszy lotos,

biały i nieśmiertelny od hosanny proroctw,

przez stal czerwonych czołgów, przez kolumny młotów,

przez lęk płonący żółto najstraszniejszym porom?

Jakże nam, przyjacielu, wrócić w cienie lip,

w czarnolasy, w krajobraz nadobnych motyli?

Oto z twarzą w gorączce przywarłą do szyb

jakże dzień z innych zdarzeń nad trwogą nachylić?

Jakże nam, przyjacielu, iść w niebieski park,

w chmury czarnych upiorów. Zmieniamy się w kamień,

wpatrzeni w ranny trójkąt jakichś obcych warg,

w poezję, która z wolna umiera wraz z nami.