Dzieło dla rąk

Kiedy się w ludziach miłość śmiercią stała

i runął na nas grzmiąc ognisty strop,

błogosławieni ci, co im za mała

była ta trwoga dla serc i dla rąk.

Kiedy przeklęto wszelki płód człowieczy,

aby nie cierpiał, aby nie mógł trwać,

błogosławieni byli ci, co rzeczy

nazwali nędzą poczętą we łzach.

Kiedy się krwawym szwem zszywały dzieje,

choć ziemia była jak jaśminów pęk,

błogosławieni byli ci – nadzieją

łączący z niebem ton – źródlany dźwięk.

A oto mamy niebios złoty namiot,

przestrzeń jak morze żywą – a nie szklaną,

z której powstaje się i schodzi w nią,

błogosławiącą rękę taką samą,

pod którą głowy jak łzy w oczach drżą.

A tylko trzeba pojąć głos i hasło,

bo jeden krok jest jak żołnierza krok,

kiedy się wstąpi weń, to się znalazło

Boga dla wiary i dzieło dla rąk.