Idylla kryształowa

Mały pastuszek tnie gałązki lip,

a gałązki są śpiewne jak flety,

są ptakami, przywierają do szyb

jak do oczu płaczącej kobiety.

Siano prześnione jest widmem i drży

w zielonej rosie wiolin.

To sny, ukochana z idylli, to sny.

W snach flet jak serce boli.

Mały pastuszek prowadzi stado

błękitnych smoków przez ugór z kryształu,

a smoki smutnie nad lasem się kładą

i w kołysanki układają ciało.

Potem do źródeł, gdzie gwiazdy jak jaskry

świt porastają cieniutko jak len.

Tam dogasają w wodopój jasny

oczy pastuszka i smoków sen.

Wtedy na flecie długim jak wiatr

pastuszek białą łanię wabi

w sen delikatny i wątły jak kwiat,

w sen wracający łzami.

Jak z drzwi otwartych – z świergotu cykad

przychodzi cień jak cień pochodni,

spełniony łanią czeka i wdycha

trującą, lipową melodię.

A nici wiolin wokoło zaciska

flet przemieniony w trzepot motyli,

niebo jak bańka napięta pryska,

pryska przejrzysta łania idylli.

Wtedy pastuszek gna smutne smoki

na krawędź nieba i długo wabi

swą śmierć samotną z czarnych obłoków

w sen wracający łzami.