Narty

Pozłotą słońca oślepiona,

pozłotą słońca śnieżno gładka

płaszczyzna wielka w szybkich spadkach

bujała nas na swych ramionach.

I bezszelestny puch, pył biały

pod słońce sypał się w przestrzeni.

Świst się stopylnie w krople zmienił

w płatkadl od słońca rozgorzałych.

A pieśnią nam huczały w głowie

zaparty dech i pęd bezsłowie,

i wiatru śmiech,

a w piersi parła głąb otchłani

przepastnej; znad gór białej grani

nawisłych strzech.