We mnie są drzewa
kiedy je wieczór zaprzęga w długie cienie – chomąta
i czuję dzień rozlewający szeroko…
Chłodnymi oczami czuję: –
stawy są cieple na lakach.
Brzask ciszy nabrzmiewa od soków.
Kłosami niedojrzałego żyta
bije serce – strąk włochaty od ciepła.
Ciężar obłoków można przeczytać
na pięciolinii drutów telegraficznych zakrzepły.
Jaskółki spływają mi z powiek na niebo…
Czas zaorany skibami zaspał
na diunach zamarlych ciszą i piaskiem.
Brodzi rzeka obrzmiała w błękicie jak w zaspach.
Umieram każdym oddechem lasu ciężkiego od słońca.
Rodzę się każdą chwilą: zielenią brzmiejącą naokół
zaglądam w niebo głębokie do dziwnych snów południa
barwa wiruje jak sokół.