On w wielości stoi pośród rzeczy,
Które rosną w potwornej przemianie,
Pośród roślin przezroczystych mieczy,
Pośród zwierząt, ludzi, a poznanie
Będzie obce mu, by trudniej było
Wielość formy połączyć w miłość.
Więc się zmieniać będą i brunatnieć
W złotych formach dojrzałe oczy,
To obłoki będą dnem się toczyć,
Dnem tych spojrzeń, by nie było łatwiej
Snów od ludzi, kamieni od rąk
Porozróżniać, a gradu od trąb.
A ten, który przeciw niemu zawoła
O swej sile i wstrząśnie owadem
Wszechmałości – przejdzie w apostoła,
Przemartwiały swej słabości jadem,
I ze strachem potęgę głoszący
W pięści zmienić chce gwiazdy i słońce.
On w wielości stoi. Wśród kaskady
Tryskającej mleczem i tonami,
A nie spadnie, choć poryty gradem,
I nie wiedząc, gdzie koniec – nie skłamie.
Ani w bojach zjednoczy się w ogień,
ani w ludziach nie przystanie – z trwogi.
I nie wiedząc – choć otchłań zobaczy,
I nie wierząc w wiarę. Które depcze,
Czuciem światła łącząc przez powietrze
Tak gwiazdami i łzami zapłacze.
Ręce prosto kładąc w tęczę tonu
Sklepi ziemię z niebem na kształt domu.
Będzie człowiek w ludziach, zieleń w ziemi
Nad wiekami trwający ciemnemi.