Sny dziecinne pachniały…

Sny dziecinne pachniały wanilią.

Jak oderwać to życie od trwogi?

Te dni jak małe bożki w oliwkowym lesie –

– wyrosły z nich dorosłe wilki i ogień

opaliły sosny strzelistych uniesień.

Takie to dzieje, matko. Boli wiatru kolec

wbity w dwudziestą jesień, kiedy umiem

już najtrudniejsze słowa. Na pękniętym stole

umierają kwiaty – suche deski trumien.

Dusi las zdarzeń przerosłych. Nic więcej.

Matko,

jeszcze jednym uśmiechem sprzed lat dwudziestu

przywróć mi wzrok dla świata

dziecięcy.