Sny (III)

Śnią się dalekie łowy. Wtedy się odmyka

łuk grzbietu, który długo tężał w zamyśleniu,

i z wolna noc się pije jak ptaki i cienie

wirujące po kole zastygłego krzyku.

Sierść rozrasta się szybko, aż całkiem wypełni

mroczną kotlinę ścieżki i fosforem trzeszcząc

sypie szelest napięty jak ogromne kleszcze,

że zdaje się: za chwilę spadnie kropla pełni.

Wreszcie wielki jak jesion, na zdrętwiałych łapach,

trzeba się wznosić wyżej i skradać z daleka

za cieniem, który niesie przykrą woń człowieka,

a ma bezwładne skrzydła różowego ptaka.

A gdy łapy opadną, jak skórę.się zdziera

pazurami krzyk ostry, który cuchnie krwią,

spod powiek wschodzą nagle brązowe owoce

i słychać z góry: ptaki na modrzewiu drwią.