Wiatr

Wiatr bluzga, jak krew się sączy,

na oczy – ciemności płachta,

w nim omackiem błądząc

czuję miękki opór pnączy.

A to są ciała chyba, chyba groby,

chłodne jak wody pręty,

to są ramiona trwogi

ludziom zmarłym odcięte.

Wiatr niesie piachu żagiel,

nasmuża się na nas cienko –

– to woda, może wydmy nagie?

ledwo nad wierzchem ręką

znak pożegnania odfrunie,

nowe piasków sklepienie

wiatr wzdyma w ciemnej łunie,

toniemy, pożarci przez ziemię,

gdzie sami jesteśmy dnem.

Będziemyż sobie jak posąg

wydarty pokrywom wieków?

Znajdziemyż kruszyny włosów

z tych czasów na skroni zostałe?

Wołam cię, obcy człowieku,

co kości odkopiesz białe:

Kiedy wystygną już boje,

szkielet mój będzie miał w ręku

sztandar ojczyzny mojej.