A gdy ujrzymy się znowu

Kiedyś po długich latach ujrzymy się znowu. 

Łódź moja będzie w przystań wracała z połowu 

Pereł, po które rozkaz twój na burz szaleństwo 

Wyprawił mnie. Żądałaś, by niebezpieczeństwo 

Było próbą miłości mej, a twym okupem. 

W zachód różowy łódź ma wracać będzie z łupem. 

Gdy na wód senność zaczną od skał padać cienie, 

A morze będzie ciche jak moje znużenie. 

Wiosło złożę i zwinę żagiel, jak tęsknotę 

U progu ukojenia. Fale miekkie, złote 

Nieść mnie będą spokojnie, jak blade godziny, 

Na których szczęście płynie w wspomnienia krainy. 

Na brzegu czekać będziesz. A gdy dotknę ziemi, 

Milczenie będzie naszym powitaniem. Niemi 

Popatrzymy na skarbów morzu wzięty przepych 

Zgasłym spojrzeniem oczu od bujnych łez ślepych. 

Pójdziem, a ty nie spytasz o moje przygody, 

Gdy na twojego domu wchodzić będziem schody. 

Aż kiedy w twym ogrodzie pod ciemnymi drzewy 

Usiądziem chłodząc skronie letnimi powiewy, 

Choć nie wyrzeknę słowa brzmiącego wyrzutem, 

Uczujesz nagle w sercu boleśnie ukłutem 

Żal obłędny, szalony lęk, jak zawrót głowy, 

Żeś pierwszy lot mych tęsknot na mozół jałowy 

Skazała, na tych marnych nam skarbów szukania, 

I przeklniesz dzień, gdym słuchał twego rozkazania, 

Choć nie zgadniesz, że jutro opuszczę twe progi: 

Bom, błądząc, nad cię błędne swe pokochał drogi…