Ballada pierwsza

Gdzieżeśmy to zabiegli w gonitew rozpędzie, 

Czereda zapaleńców i szalonych głów? 

Obco tu… Rozglądamy się dokoła wszędzie. 

Najgorsza, że zapomniał wartogłowów huf, 

Skąd wybiegł i gdzie teraz chciałby wrócić znów, 

I zapomniał też, po co wbiegł aż tu… Na łów? 

Za czymże?… Towarzysze, nie darmo się śmieję: 

Każdy by sobie – chwalił tu wesół i zdrów… 

Zapomnieliśmy jeno na świat wziąć nadzieję… 

 

Nie znane warn te miejsca… Patrzycie w obłędzie… 

Do czarta! Przecie macie dusze pełne snów! 

Nuże! wymyślcie nazwę tym rzeczom! Narzędzie 

Mowy wzięliście z sobą i klejnoty słuw! 

Zwijcie to ŤSkądť i ŤDokądť i przebyty rów, 

Który warn się otchłanią zdawał!… Proste dzieje, 

Choć w nich pytanie skryte – lecz to już… rzecz zmów… 

Zapomnieliśmy jeno na świat wziąć nadzieję… 

 

A teraz, aby nic stać się podobnym zrzędzie 

I nie biadać nad stratą jak czarny tłum wdów, 

Niech się wasz sen po świecie jako len rozprzędzie… 

Zapełnić trzeba pustkę i kąt ten i ów… 

Marzenie to tkacz dzielny… nie lęka się kłów 

Zdrady tkań jego… Wznoście zamki z mgieł… Wierzeje 

Na oścież… Tam założym cudnych kwiatów chów… 

Zapomnieliśmy jeno na świat wziąć nadzieję… 

 

Przesłanie: 

 

Budowniczowie zamków w mgłach! Nocny krzyk sów 

Nie straszy nas, gdy woła – “Wasz zamek się chwieje!” 

Księżyc tęsknot odprawia tam swój wieczny nów… 

Zapomnieliśmy jeno na świat wziąć nadzieję…