Hora tańcząca

Dzięki za tę godzinę, gdyś, mych ócz tęsknicą 

Uproszona, tańczyła dla mnie, tanecznico, 

Rozwiewając w krąg barwne swe szaty i wstążki. 

Piękna! Snadź podpatrzyłaś brązowe posążki, 

Rozpieszczając w przegięciach swoje członki smagłe 

W ruchy mdlejąco-żądne, ociągliwie-nagłe. 

Lekko tykając ziemi drobną stopą bosą, 

Zdawałaś się, że wichry jako mgłę cię niosą; 

Szum twych szat, w którym szeptał szmer całunków słodki, 

Owiewał cię, jak brzękiem pszczoły brzęczyzłotki 

Scigające wieśniaczkę biegnącą wśród uli; 

Podrzucane, trzaskały na białej koszuli 

Paciorki naszyjnika, a za każdym zwrotem 

Jak kwiat się rozwijała suknia twoja lotem; 

Gdyś przechylała głowę, w uszach twych pierścienie 

Dzwoniły o naszyte u ramion kamienie 

I woniał ciężar włosów twych ujętych w węzły, 

Jakby w nich dusze wszystkich ogrodów uwięzły. – 

Tan giął cię: tak się las gnie wonny, dziki, młody, 

Jako twe ciało gibkiej i leśnej urody; 

Tańczyły w tobie morza niecierpliwe fale, 

Całunki pian na czoło wieszające skale; 

Tańczyły w tobie ognie w wichrach rozkochane, 

Szały krwi, parne noce w pragnieniach niespane; 

Tańczyły niezrodzonych uścisków oploty, 

Rozdrgane pożądaniem obłędnej pieszczoty. 

Kołys twych biódr, twych członków kręgi nieprzytomne 

Łkały prośbą o noce rozkoszą ogromne; 

Niósł cię zawrót, przeczucie odurzeń, zachwytów, 

A lot pętała rozpacz wszystkich niedosytów 

I tan opadał w ruchy gniewne, mściwe, harde… 

Piersi twe, krzepkie, jędrne, wyniosłe i twarde, 

Wznosiły się w zielonej uwięzi stanika 

Jak bunt nieposkromiony i tęsknota dzika… 

Szalało ciało twoje drapieżne i gibkie 

W ruchach, co, jak grzech słodki, gorące i szybkie; 

Wyciągałaś wabiące, zachłanne ramiona, 

Chwytałaś sen i próżnię cisnęłaś do łona; 

Nieprzytomna, zdyszana, ogniem rozgorzała, 

Stałaś się wirem szat swych i młodego ciała – 

– I nagle z barw i kręgów wykwitłaś jak z burzy 

Cisza, jak perła rosy z serca krwawej róży 

I stanęłaś spokojna jak piękno, co święci 

Zwycięstwo swe! I taka żyjesz w mej pamięci: 

Posąg zakrzepły w krasę najwyższą, jedyną, 

Trwasz w rozkwicie szat lotnych, tańcząca godzino, 

Coś zachwycona sobą, jak dziełem nad dzieła, 

Nie chciała, piękna, minąć i – w locie stanęła!