Pamięć dzieciństwa

Idąc od świtu, z głową odkrytą i bosy, 

Ległem w sadzie. Znużyła mnie droga taneczna. 

Błękitne szczęście ranka rozszerza niebiosy, 

Jak pierś mą słodkich kwiatów miodna woń pasieczna. 

  

Nade mną, ogędzona pszczelimi rozgłosy, 

W śnieżnego kwiecia gwiazdach drży gałąź jabłeczna: 

Obarczona srebrnymi perły świeżej rosy, 

Chwieje się na tle nieba niby Droga Mleczna. 

  

Jak słodko! Dłoń wyciągam w górę i naginam 

Niską gałąź kwitnącą do ust, i całuję 

Chłód płatków… Wpół przymykam oczy… Przypominam… 

  

W duszy mej rozjaśniają się tajne zagadki… 

Zda się, dziecko zbłąkane i płaczące, czuję, 

Jakby mą dłoń ujęła bezpieczna dłoń matki.