Wir

Krew gna nas w szał! Rzuć wiosła! Na głębokie wody

Łódź nas zagnała! Nie broń się błagań próżnicą!

Prośba dla tej topieli zbyt płytką kotwicą!

Zdradził cię wróg twój boski: czas twej urody!

 

Rozbić się musisz! Piękność wodzi otchłaniami…

Usta twe, jeśli milczą, to tylko kochaniem…

Usta twe myśleć zdolne jeno całowaniem…

Piękność niebezpieczeństwem jest… A myśmy sami…

 

Duszę pełną całunków masz nie narodzonych,

Co w twej piersi o ciepły marmur łona twego,

Jak ptaki, skrzydłem biją… Puść je! Niech wybiegną!

Jak pszczoły miód mi zbiorą z twych ust rozchylonych.

 

Tyś piękna! Na nic wiosła! Dzierżysz je z nawyku…

Ręce twe przeciw wirom – to lilie najwiotsze…

Biały lęk twój w sen pada błogiego zaniku…

Pójdź w uścisk! Łódź twa pędzi w rozbicie najsłodsze!