Alchemia baniek mydlanych

Ze słomki rozkrajanej na złocistą gwiazdę

wyrasta pierwsza bańka: biała, mętna, nudna,

pęcherz, obwisłe wymię, z ciężką dójką z mydła

która spływa na ziemię w mokrej niknąc plami

Po czym jak ptak zasiada na słomce następna:

zielona i różowa jak zamorska ara.

dłuży się, i ogromna, spłoszona z gałązki,

drży w powietrzu, aż. mydłem pryśnie idąc wniwecz.

Lecz jeśli ci oddechu starczy na dmuchanie,

to z ostatków roztworu pozostałych w słomce

jeszcze jedna wykwitnie – malwowa i złota,

przekreślona krzyżami plalynowych okien.

I już mc nie wydmuchasz – o ile z ust twoich,

przedłużonych tą słomką o gwiaździstych wargach,

nie błyśnie klejnot tęczy, szkiełko chybotliwe,

laramuszka z Murano, niezdolna do wzlotu,

i szeptami zachwytu potrącona – zgaśnie,

w mgnieniu oka skończona… Słomka twoja splunie

w ślad za nią resztką mydła… nadpłynie wspomnienei

…zabawne porównanie… i z nagłym westchnieniem

w wodzie z mydłem zanurzysz słomkę po raz drugi…