Czarownica podlotek

Usiądę, by zapłakać w najciemniejszym kącie.

Załamię ręce,

na twarz rzucę włosy lśniące

– będę smutnym, samotnym, bezsilnym kółeczkiem

wyrzuconym pisklęciem,

niekochanym dzieckiem

– i żałośnie nad sobą

kiwać będę głową,

wyżymając pachnącą chusteczkę liliową.

Nie wytrzyma i przyjdzie.

Odejdzie i wróci.

Przyniesie kwiat piekielny,

na ręce mi rzuci

i, gładząc mnie po włosach, zaszepcze po chwili:

– Ach, dziecko mi zranili!

Dziecko mi skrzywdzili!

Potem usiądzie bliżej,

oczyska rozżarzy,

łzy moje będzie liczył,

płynące po twarzy,

i nagle się wydłuży, jak cień na suficie,

z sykiem: “O, poczekajcie!

– Wy mi zapłacicie!”