Dziadzio

Dziadzio siedział w pracowni przed sztalugą,

palił cygaro,

brał pędzel do ust, namyślał się długo, 

strząsał jedwabny popiół w popielniczkę starą.

Rozrabiał na palecie soki fijołkowe,

deszczówkę pomieszaną z zielenią wiosenną 

i mleko migdałowe z sjenną. 

Ślad ołówka wycierał kawałkami chleba, 

a po kobalt przez okno sięgał aż do nieba.

Malował rozrzewnieniem i słońcem

siwki, grzywki, kopytka tańczące i lśniące, 

oczy pełniejsze ognia od oczu Hiszpanek 

i zady roztęczone jak bańki mydlane, 

jak grupy grzybków barwne miasteczka i chaty,

i łąki, i dziedziców jak sumy wąsatych. 

A za fotelem dziadzi kiwając się stał 

mądry Żydek Immerglück albo Himmelblau,

inni czyhali we drzwiach, a inni w ogrodzie,

aż słodko śpiący skończy swój sen o pogodzie.