Góry

Nad wszystkich i nad wszystko ja was miłowałem,

o góry, wieczny szukacz bezwiedny nadżycia  –

dziś wiem, czego pragnąłem – z przedczasu ukrycia

wstała dusza i moim oblekła się ciałem.

 

Ogień, wiatr, mgły i deszcze, zewrzała upałem

płyta skalna, przepastne krze nie do przebycia,

pustynie i otchłanie, burz ciągnących wycia:

wszystko to w moim sercu wyżłobione miałem.

 

witałem tak dzicz świata, jak znajomą dawną,

jako moje siedlisko jedynie prawdziwe,

nic nie było mi obce, dłonią moją sprawną

 

chwytałem igłę skały i wicher za grzywę,

ale to było dawno, bardzo, bardzo dawno –

wczoraj mi i lat bezmiar temu – równo żywe.