nagle
wycinasz się
z pomieszanych form ulicy
wypukłością nóg
twarzy
zbliżasz się – pół
mijam cię – pół
jakże mi szkoda
tej zawsze jednej strony nie widzianej!
odchodzisz – pół
ruch innych
kroi cię
w coraz drobniejsze
kawałki
nic mi z ciebie nie zostało
nagle