Armstrong – Kolumb Księżyca

I nie ma miecza – i nie ma topora;

Świąteczna to pora.

 

Noc zażegnano – więc zmierzch się kołysze;

Posnęły dzieci ściszone haszyszem;

 

Bo dzieci spały, żony grubiały,

Błądzą po sieniach mężowskie zawały;

 

I nie ma miecza – i nie ma topora;

Świąteczna to pora.

 

Ktoś pośród zmierzchu przebudził się, krzyknął;

Dźwignęli się powieki, westchnęli: “jak brzydko”!

 

Bo już za zmierzchem dzwonili mleczarze,

Pryskali mlekiem w kapryszące twarze.

 

Panny wleciały w kryształowe lustra,

We krwi gołębie opłukały usta.

 

I nie ma miecza – i nie ma topora;

Świąteczna to pora.

 

Karnawał w pełni. Idą maski szczurze;

Wloką trupa bachantki z fryzjerem na sznurze;

 

Tuż zakon nudystów, ten fraucymer łysy,

Macza w posoce woskowe penisy,

 

W świątyniach kupcy sprzedają na słoje

Kurewki w occie i w dziegciu playboye…

 

Dość. Śniegi za nimi Cała skała śniegu.

Tak jakbyto za nas czoło schylił biegun

 

I noc przywrócił. I w słupach powagi

Odkrył glob blady, od nas wszystkich nagi.

 

Gdzie jeden człowiek schyla się uczenie.

Podbija gwiazdy, a zbiera kamienie –

 

 

I nie ma miecza – i nie ma topora;

Świąteczna to pora.