To co utrwalam…

To, co utrwalam, przelotne jest,

To chwila jest – strzęp nieistotny.

Wykopią słowa cienkie jak ości,

Oni – o wargach soczystych jak miąższ.

 

I tylko obraz im może zostanie,

Przeczucie wiatru i nocy, i mgły.

W ciemnym pokoju głupia dziewczyna,

Loki jak brezent czarnozielone.

 

Może zobaczą ściśniętą dłoń,

Lichtarz przyssany do białej firany.

Wysoki płomień, żółtość i kurz.

Motyl popiołu wzlatujący w niebo.

 

Tak z moim wierszem. Tyle w nim trwania,

Tyle w nim światła – zielone, zielone…

– Ktoś chciał podpalić fundamenty światów,

A teraz płacze, wyłamując dłonie.