Wesele – Akt 3

SCENA 1. 

GOSPODARZ. 

(Chodzi tam i sam; zatrzaskując zamyka to jedne, to drugie drzwi, które 

ktoś od zewnątrz otworzy; wreszcie znużony położył się na zestawionych 

krzesłach, drzemiący. Pokój jest ciemny). 

(Wszystko już odtąd mówione półgłosem). 

 

 

 

 

SCENA 2. 

GOSPODARZ, POETA, NOS, PAN MŁODY, GOSPODYNI, PANNA MŁODA 

 

 

POETA 

Spił sie, no! 

 

 

GOSPODARZ 

Zwyczajna rzecz: 

powinien mieć polski łeb 

i do szabli, i do szklanki 

– a tymczasem usnął kiep. 

 

 

NOS 

Do szklanki i do kochanki – 

– chociaż nie – chociaż nie; – 

rzecz mi się inaczej widzi, 

coś mnie tak pod sercem rwie, 

może z tego będzie co; – 

Wino, wódka – to nie to, 

czynnik główny:… miecz. 

 

 

GOSPODARZ 

Miecz – miecz, czynnik główny miecz. 

 

 

POETA 

Dziwna rzecz – dziwna rzecz; 

połóżcie go spać. 

 

 

PAN MŁODY 

Szarpie sie. 

 

 

NOS 

Widzi mi się, jestem w lesie; 

uciekają drzewa precz… 

 

 

PAN MŁODY 

Czy cię nudz i – 

 

 

NOS 

Wszystko nudzi, 

wszystko mi się przykrzy już; 

koło serca mi się studzi, 

odleciał mnie Anioł stróż; 

ino mi się widzi las 

i te drzewa lecą precz: 

wszystko hula: has, has, has. 

 

 

PANNA MŁODA 

To sie spił. 

 

 

POETA 

Ciekawa rzecz. 

 

 

GOSPODARZ 

Wszystko zawsze jest ciekawe, 

wszystko interesujące. 

 

 

PAN MŁODY 

Własny ton muzyka duszy; 

ton, przez który dusza krzyczy. 

 

 

POETA 

Ciszej – czegoś sobie życzy. 

 

 

NOS 

Kapkę wina, w gardle suszy. 

 

 

POETA 

Masz – 

 

 

NOS 

(do Poety) 

Znam, znam: evviva l’arte 

życie nasze nic niewarte: 

kult Bachusa i Astarte. 

Ha! trza znosić Fata, Los, 

konsekwentnie próżny trzos; 

o Wielkościach darmo śnić, 

trzeba żyć, trzeba żyć. – 

Bonaparte, ten miał nos. 

 

 

GOSPODARZ 

(ze swego miejsca) 

Gdzieżeś ty się tak uwinoł, 

ledwo drugi dzień wesela, 

jużeś powalony z nóg. 

 

 

NOS 

Chciałem, żebym w tłumie zginął, 

żeby się tak zniwelować, 

zanurzyć się po szczyt głowy, 

w ten świat zdrowy; 

indywidualność zdusić, 

do prostoty się przymusić, 

ale cóż, kiedy natura 

rozśpiewała moją duszę; 

mimo żem chciał się pogłębić, 

na plan pierwszy wstąpić muszę – 

czuję! psiakrew, serce czuję… 

 

 

POETA 

Nie żarty, choroba serca; 

po cóż pijesz – 

 

 

PAN MŁODY 

Niebezpieczno, 

ach, to już prawie szaleństwo. 

 

 

GOSPODARZ 

(mrucząc) 

…A jednak i to… męczeństwo: 

żyć z tą pustką w duszy wieczną. 

 

 

NOS 

Piję, piję, bo ja muszę, 

bo jak piję, to mnie kłuje; 

wtedy w piersi serce czuję, 

strasznie wiele odgaduję: 

tak po polsku coś miarkuję – – 

szumi las, huczy las: 

has, has, has. 

Chopin gdyby jeszcze żył, 

toby pił – 

has, has, has, 

szumi las, huczy las. 

 

 

POETA 

Połóżże się na kanapie, 

jak się wyśpisz, pójdziesz w tan. 

 

 

NOS 

Tańcowałem z Morawianką, 

nikt jej nie chciał w taniec brać, 

przecie mnie na litość stać: 

ona chłopka, a ja pan, 

jak się prześpię, niech poczeka. 

 

 

GOSPODARZ 

(majacząc) 

Sen – sen: – niech poczeka tam;… 

długa droga i daleka, 

jedzie drogą wielki pan… 

 

 

POETA 

(do brata) 

Coś się marzy – 

 

 

GOSPODARZ 

I ja śpiący: 

 

 

GOSPODYNI 

(do męża) 

Podź na łóżko, zgotowione. 

 

 

GOSPODARZ 

Nie – zostanę tu w fotelu. 

(ku Nosowi) 

He, dobranoc, przyjacielu, 

tych prawdziwych już niewielu. 

 

 

NOS 

(układa się na sofie; do Pana Młodego) 

Całowałem Morawiankę, 

a trzymałem flaszkę w łapie; 

flaszka mi się przechyliła 

i czuję, że wino kapie; 

szkoda wina; – w tym przyczyna, 

że trzymałem flaszkę w łapie; 

chciałem wyjąć korek, a tu 

korek coraz na spód idzie; 

myślę sobie, daj go katu, 

wyciągnę korek na włos, 

na włos długi Morawianki, 

a ona poszła po szklanki; 

no, ale się jakoś stało, 

że wypiłem flaszkę całą 

i… musiałem wypić włos! 

i to mnie tak rozmarzyło, 

żem się kochać począł naraz – 

chcę całować drugi raz 

i tutaj nowy ambaras, 

bom runął jak, jak – jak głaz. 

 

 

PAN MŁODY 

Pamiętaj na drugi raz: 

wprzód całować, potem pić. 

 

 

POETA 

Wprzódy zmarnieć, potem żyć. 

 

 

GOSPODYNI 

A podźcie juz, niechze śpiom. 

 

 

NOS 

Tom te rom tom, tom, tom, tom… 

 

 

PANNA MŁODA 

Ostawcie ich, podźcie już. 

 

 

POETA 

Ciekawy stan takich dusz. 

 

 

PAN MŁODY 

My jeno znamy połowę 

o sobie – któż resztę wie – ? 

 

 

POETA 

Gdzie to człowiek chadza w śnie: 

straszno tam, tutaj źle; 

prawie co dzień myślę o tem: 

jak to długo może trwać – ? 

 

 

NOS 

Na ten temat myślę co dzień; 

jak się wyśpię, powiem mowę – 

chce mi się okrutnie spać, 

najlepiej na ten temat śpie. 

 

 

PAN MŁODY 

Całe ciało zlane potem. 

 

 

POETA 

Trza mu suknie insze wdziać: 

 

 

NOS 

Wieczność – czy tak rozumiecie – ? 

Nieskończoność – hej, gdzieś, hej – 

ty mi, panno, wina lej; 

spłyniem, inni po nas przyjdą. 

 

 

GOSPODARZ 

Czy oni już raz stąd wyjdą! 

Nie tłuczcie się – ruszaj tam, 

chcę mieć spokój, chcę być sam. 

 

 

NOS 

Spłyniem, inni po nas przyjdą; 

uciekajcie, kysz, a kysz – 

aprés nous le déluge. 

(Nos zasypia na sofie, Gospodarz na fotelu i krzesłach i tak już śpiący 

obaj pozostają). 

 

 

SCENA 3. 

CZEPIEC, MUZYKANT 

(we drzwiach weselnych) 

CZEPIEC 

Durny gajdusie, 

piniądze tobyś chcioł brać – ! 

 

 

MUZYKANT 

Nie gawędźcie, gospodorzu, 

połóżcie się spać; 

niech se potańcują inni. 

 

 

CZEPIEC 

Psiekwie – mieście grać powinni; 

to mnie kazujecie lezeć, 

jagem wom zesypoł piniądze. – 

Patrzyć! – jak wom pyski spiere. 

Bedziecie czy nie bedziecie grać – ? 

 

 

MUZYKANT 

Nie gawędźcie, gospodorzu, 

połóżcie się spać; 

niech se potańcują inni. 

 

 

CZEPIEC 

Psiekwie – mieście grać powinni. 

 

 

MUZYKANT 

Szóstke-ście dali, 

juześmy wom przegrali; 

niech se potańcują inni. 

 

 

CZEPIEC 

Psiekwie – mieście grać powinni. 

 

 

SCENA 4. 

CZEPIEC, CZEPCOWA. 

CZEPCOWA 

Dejze pokój – 

cóz ci ta o głupie granie; 

zastępujesz ta komu. 

 

 

CZEPIEC 

Następ – jo im sprawie lanie. 

 

 

CZEPCOWA 

Pojdze do dom, boś ochlany. 

 

 

CZEPIEC 

Caf się, babo – jo pijany? 

Szuruj do domu! 

Skrzypkowie, jo mom rękę silno, 

moze wicie – po dobroci. 

 

 

CZEPCOWA 

O cóz to ci, o cóz to ci – 

 

 

CZEPIEC 

Następ, ja im sprawie lonie. 

 

 

CZEPCOWA 

Dejze pokój. 

 

 

CZEPIEC 

Psie gazdonie, 

pokil mówie po dobroci. 

 

SCENA 5. 

CZEPCOWA, GOSPODYNI. 

CZEPCOWA 

Was ta śpi. 

 

 

GOSPODYNI 

Mój ta śpi. 

 

 

CZEPCOWA 

Telo z tym Weselem zachodu. 

 

 

GOSPODYNI 

Niech sie ta pocieszom z młodu. 

 

 

CZEPCOWA 

Juści, ino tylecka człowieka, 

co się nawesołuje z młodu; 

późni ino cięgiem narzeka: 

tego szkoda, tego szkoda… 

 

 

GOSPODYNI 

Tak ta, jak ta, jak sie co da. 

 

 

CZEPCOWA 

Ale piknie się odbywo. 

Ino to miastowe państwo 

patrzy sie, patrzy, a poziwo; 

widać to niewyspane cy jakie; 

poziwo, a nie odydzie; 

widać im się szyćko udało; – 

a naprzyjezdzało niemało. 

 

 

GOSPODYNI 

Tylo ozrywki w cały bidzie. 

 

SCENA 6. 

RACHEL, POETA. 

RACHEL 

Ach, panie, jak to piękna dla pana 

chwila – ja panu oddana; 

a że to tak przemija 

i ani się pan coraz zbliża, 

ani ja, bo ja wciąż nieśmiała. 

 

 

POETA 

Pani by tam stała i stała 

na tym wichrze… 

 

 

RACHEL 

A, ten pęd; a potem te głosy coraz cichsze, 

coraz dalsze – i ta muzyka bliska; 

i te wszystkie na sadzie zjawiska, 

którem ja widziała – 

a że to tak przemija; 

że my się rozejdziemy, 

że się wzajem zapomniemy, 

to jest, pan mnie zapomni, 

i jak się Rachel oprzytomni, 

to będzie marzyć 

i może będzie smutna. 

 

 

POETA 

To będzie pani kontenta, 

że myśl tak upornie zajęta. 

smutkiem – a Smutek to Piękno. 

 

 

RACHEL 

A jak struny się jakie rozpękną 

i zacznie grać ten żal. 

 

 

POETA 

Wtedy pani weźmie szal 

i przystanie jak Polymnia w ogrodzie, 

i pomyśli – – jaki krój jest w modzie, 

jak się ubrać, mając pójść na bal 

lub do koncertowych sal, 

a tam – to się spotkamy. 

 

 

RACHEL 

No a cóż ten serdeczny żal 

i ta na moim czole chmura – ? 

 

 

POETA 

A od czegóż jest literatura? – 

to wejdzie w sztukę; 

w jakiejkolwiek formie, ale wejdzie: 

czy jako sonet, czy liryka, 

czy feleton powieści. 

 

 

RACHEL 

A moja muzyka 

serca – prawie miłość do pana 

najszczersza – ? 

 

 

POETA 

Ta będzie najszczerzej oddana, 

co do wiersza. 

 

SCENA 7. 

HANECZKA, PAN MŁODY. 

HANECZKA 

Dziękuję ci, panie bratku, 

tak mi dobrze było tańcować. 

 

 

PAN MŁODY 

Dobrze, kwiatku – 

 

 

HANECZKA 

Jakem się zaczęła kręcić 

tak w kółeczko, tak w kółeczko, 

takem i chciała pocałować 

drużbę. 

 

 

PAN MŁODY 

Dziecko – ! 

 

 

HANECZKA 

No a wy, to sie całujecie 

nie jak dzieci. 

 

 

PAN MŁODY 

My jako poeci, 

to nam, to niby uchodzi, 

to się inaczej rozumie. 

 

 

HANECZKA 

A ja to w sobie zatłumię – 

Niechże przecie sie wyszumię 

w czułości dla tych Krakusów. 

 

 

PAN MŁODY 

Wszystko dobrze, prócz całusów. 

 

 

HANECZKA 

Całus nie jest żadną stratą. 

 

 

PAN MŁODY 

Drużbowie za głupi na to. 

 

 

HANECZKA 

To tak mówisz na ostatku! 

 

 

PAN MŁODY 

Nie trza, kwiatku! 

 

SCENA 8. 

POETA, MARYNA. 

POETA 

Coraz piękniej – pani sama. 

 

 

MARYNA 

Pięknieję w tej samotności; 

pan już, widzę, przypiął skrzydła, 

pan już upoetyzował chwilę 

i dom cały, wesele i gości. 

 

 

POETA 

Tak – już wszelakie straszydła, 

cały raj fantastyczności 

zimaginowałem żywy. 

 

 

MARYNA 

No i stał się pan szczęśliwy, 

miarkując talentu tyle; 

a my co – my nie poeci; – 

czy nie uważa pan, że nad nas leci 

jakaś kaskada czułości, 

że się nam na oczach świeci, 

jakbyśmy już coś widzieli – ? 

 

 

POETA 

Może, to może być, 

że staliście się anieli 

przez tę noc nie przespaną, 

przetańczoną, przegraną – 

a dalej co – ? 

 

 

MARYNA 

Myślę właśnie, 

co dalej z anielstwem począć – 

że do wozu się koniki zaprzągnie, 

my siądziemy – lokaj trzaśnie 

z bicza – i wszystko… 

 

 

POETA 

Jak z bicza trzask zgaśnie. 

 

 

MARYNA 

No ale któż 

ten ton tak wysoki uciągnie? ? 

Tam poza mną, jak stałam 

przy skrzypaku – wysłuchałam: 

mówili o Polsce chłopi 

i mówili wcale rozsądnie i szczerze: 

że tego, tamtego trzeba bić, 

że się nie trzeba dać, że trzeba jakoś żyć, 

że dłużej tak nie może trwać, 

i, wie pan – jakoś temu wierzę, 

że to było rozsądnie i szczerze. 

 

 

POETA 

Że jakby przyszło do czego… 

 

 

MARYNA 

Kiedy! – 

 

 

POETA 

Bo po co się to ciągle skarżyć biedy: 

po co myśleć. 

 

 

MARYNA 

Rzeczywiście, po co – 

 

 

POETA 

A za popędem idąc… 

 

 

MARYNA 

Jak kto! – 

 

 

POETA 

Oni i my – my i oni, 

na wyścigi – kto kogo przegoni! 

 

 

MARYNA 

A pan na Pegazie na chmurze. 

Mnie się zdaje – że coś jest… 

 

 

POETA 

Tam?! 

 

 

MARYNA 

Tam – tu! – w całej polskiej naturze 

przemiana. 

 

 

POETA 

Obserwacja? 

 

 

MARYNA 

Ja wróżę. 

 

 

POETA 

Ach, wierz, pani, i ja też przemieniony, 

a jeszcze sobie nie wierzę 

i choć wszystko pani mówię szczerze, 

to przed sobą prawdę własną kryję 

i we mgle jakowejś żyję. 

Tyle się podłości i głupoty 

koło mnie wlokło jak psów, 

czepiało się moich rąk, 

czepiało się moich nóg; 

z tylum już zawracał dróg 

dla mgieł, dla nocy, ciemności! 

Oszaleć – bo wszędy czuję 

ten ustrój poetyczności 

i wszystko we mnie tańcuje: 

mgły i smutek, i podłości – 

i na skrzydłach mi cięży 

ciężar jakby cudzych łez: 

ktoś płacze 

i łzy się do mojej duszy 

czepiły – skrzydeł nie ruszy 

mój Duch, bo spętany. 

Słyszałem, jakby gdzieś nad nami 

w górze, czy u stropów, czy chmur, 

ktoś rzewnymi płakał łzami, 

 

 

MARYNA 

Co panu jest, co panu jest, 

niech pan idzie ochłonąć na dworze, 

na wichrze. 

 

 

POETA 

Tam! tam gorze 

jeszcze więcej – tam mnie porywa 

ten sad, gdzie drzewa ogromnieją 

i ponurość się rodzi straszliwa 

z krzewów i pni, i liści – co rdzewieją 

w ciemni, jak majaki 

spokojnych Słowiańskich Bogów. 

 

 

MARYNA 

– A, prawda się jak oliwa 

zbiera; – cóż to pana boli? 

myśl – ? 

 

 

POETA 

Ta myśl mnie boli: – 

jest ktoś, co mnie wiąże do roli, 

i ktoś, co mnie od roli odrywa; 

jest ktoś, co mi skrzydła rozwija, 

i ktoś, co mi skrzydła pęta; 

jest ktoś, co mi oczy zakrywa, 

i ktoś, co światło ciska; 

jest jakaś ręka święta 

i jest dłoń inna, przeklęta; 

jest Szczęście, co się ze mną mija, 

i Nieszczęście, które mnie tuli. 

 

 

MARYNA 

Że to pan wszystko tak pamięta, 

że pan tym wszystkim tak się czuli. 

 

SCENA 9. 

CZEPIEC, KUBA. 

CZEPIEC 

Pódzies, smyku! pódzies, zdybiu! 

 

 

KUBA 

Dejciez pokój, panie wójcie. 

 

 

CZEPIEC 

Nie kręć się tu pod nogami, 

tu starszeństwo ino sami. 

 

 

KUBA 

A jo coś wim i pedziołbym, 

żebyście się nie ciskali. 

 

 

CZEPIEC 

Co…? 

 

 

KUBA 

Wy macie pójść kajś z nim. 

(tu wskazuje na Gospodarza). 

 

 

CZEPIEC 

(wskazując) 

Z tym… 

 

 

KUBA 

(wskazując) 

Co śpi. 

 

 

CZEPIEC 

Ka? 

KUBA 

Na Moskali! 

 

 

CZEPIEC 

Co, ja z nim, z tym, co śpi – ?! 

 

 

KUBA 

Cyt, jemu się cosik śni; 

był u niego jakiś pon, 

bary mioł jak chlebny piec. 

 

 

CZEPIEC 

Jakiś bardzo znakomity pon, 

jeźli bary mioł jak piec. 

 

 

KUBA 

Zajechał konno w podwórze, 

a potem, jak se pogadali 

z tym, co śpi – pon Jaśka wzion; 

Jasiek zaraz konia spion 

i zakrzyknął: bić Moskali! 

Myśmy dwa ze Staskiem stali. 

Jesce wam i to powtórze, 

jak oni tu się zgodali… 

 

 

CZEPIEC 

A ten pon – ? 

 

 

KUBA 

Gość z Ukrainy, 

jakiś okropnie bogaty, 

straśnie polskie robił miny. 

 

 

CZEPIEC 

Stary – ? 

 

 

KUBA 

Pono setne laty. – 

Mówili o jakisi rzezi, krwi – 

że trza objezdzywać dwory; 

pon był do szyćkiego skory, 

tak się prędziuśko zmówili, 

że jak stary już skońcyli, 

tośmy ledwo odskocyli 

ze Staskiem ode drzwi 

i niby to, że trzymomy siwka. 

 

 

CZEPIEC 

Koń był siwy – ? 

 

 

KUBA 

Jak śnig, mliko, 

a czaprak pozłocisty. 

 

 

CZEPIEC 

Czy to nie jakosi podrywka, 

czy Czart może ze mnie drwi? 

Kto go więcej widzioł? 

 

 

KUBA 

Nik. 

 

 

CZEPIEC 

Staszek: bajok, a ty: śpik. 

 

 

KUBA 

Nie wierzycie – jest podkowa, 

bo koń złotem był podkuty; 

oddarła sie i jo naloz. 

 

 

CZEPIEC 

Gdzie jest? 

 

 

KUBA 

A oddałem zaroz, 

a matuś schowali do skrzynie. 

 

 

CZEPIEC 

Schowali podkowe do skrzyni – ? 

nikomu nie pokazali; 

jak na dobrom gospodynie, 

dobrze – to sie nawet chwali. 

Ale Szczęście! – Jo już wim, 

trza, żebyśmy poszli z nim. 

Słuchaj, Kuba, podź ty ze mną, 

bo jest ciemno. 

Bedzies świciuł, zbierema się! 

(z gestem w stronę Gospodarza) 

Czekajcie! Rozmówiewa się! 

SCENA 10. 

CZEPIEC, DZIAD. 

CZEPIEC 

(nastąpił we drzwiach na wchodzącego) 

A cóżeś za…! 

 

 

DZIAD 

Panie wójcie! 

 

 

CZEPIEC 

Ni mocie ka? W drodze stójcie?! 

 

 

DZIAD 

A strzeżcie sie – zmiłujcie się – 

tak sie rozpytujom chłopy, 

jakby się co miało dziać: 

chcom sie do żelastwa brać. 

 

 

CZEPIEC 

Stanie sie, co ma sie stać. 

 

 

DZIAD 

Jasiek cosi po wsi gonił 

konno – w okna wszystkim dzwonił. 

 

 

CZEPIEC 

Czy ja spał, gdziem ja był! 

 

 

DZIAD 

Wyście, panie wójcie, pił. 

 

 

 

SCENA 11. 

CZEPIEC, GOSPODYNI. 

GOSPODYNI 

Mój ta śpi… 

 

 

CZEPIEC 

Wasz ta śpi… 

 

 

GOSPODYNI 

Tyla sie naciskoł, szumioł, 

zwymyśloł het dookoła. 

 

 

CZEPIEC 

Mówił co i ciekawego? 

 

 

GOSPODYNI 

A kto by ta co rozumioł? 

 

 

CZEPIEC 

To może co będzie – hę? 

 

 

GOSPODYNI 

Tylo z tegö, co z niczego; 

kajś sie zbiroł, kajś sie broł, 

moze by był kogo proł. 

 

 

CZEPIEC 

Moze by nie było źle? 

 

 

GOSPODYNI 

Moze byście chcieli ś nim 

konno lecieć? 

 

 

CZEPIEC 

Konno, gdzie – !? 

GOSPODYNI 

Jo to wim – ? 

 

 

CZEPIEC 

A mówił tyz więcy co? 

 

 

GOSPODYNI 

Jo to wim? 

 

 

CZEPIEC 

Kto jak kto – ale jo! 

 

 

 

SCENA 12. 

RADCZYNI, DZIENNIKARZ. 

RADCZYNI 

Panowie macie tak wiele 

absorbującej pracy – a Wesele 

zwabiło pana. 

 

 

DZIENNIKARZ 

Rad jestem 

od głupstwa oderwać się chwilę. 

 

 

RADCZYNI 

Pańska praca: rzecz serio, 

a pan takim przekreśla ją gestem, 

tak ją wspomina niemile, 

tę rzecz serio. 

 

 

DZIENNIKARZ 

Rzeczy serio nie ma; 

wszystko jest prowizoryczne: 

przekonania, opinie, twierdzenia. 

 

 

RADCZYNI 

Jednak Prawda – ? 

 

 

DZIENNIKARZ 

Nawet Prawdy cienia! 

 

 

RADCZYNI 

To tak zależy od człowieka; 

ale gdy pan sam ucieka 

z posterunku – ? 

 

 

DZIENNIKARZ 

Pani, to akcyza: 

“Placówka” – imaginacja; 

Danaid zbyteczne trudy. 

 

 

RADCZYNI 

– A to pan bywa wiele – ? 

 

 

DZIENNIKARZ 

Tak z nudy. 

Człowiek się tak w młyn zamiele, 

że bywam, i bywam wiele; 

wist, partyjka, kolacyjka, 

bliscy, dalsi przyjaciele. 

Z biegiem lat, z biegiem dni 

ten umarł, tamtego brak; 

człowiek sobie marzy, śni, 

a z nudów przywdziewa frak – 

przyjechałem na wesele 

i choć mi niejedno wspak, 

jakoś, jakoś dobrze mi. 

 

 

 

SCENA 13. 

RADCZYNI, PANNA MŁODA. 

RADCZYNI 

No, moja ty urocza panno młoda, 

jakże wy sobie będziecie żyli- 

PANNA MŁODA 

A tak – ta, tak – ta, cy jo wim, 

jescem sie nie zgodała ś nim. 

 

 

RADCZYNI 

Ja wiem, że twoja uroda 

niejedną trudność przesili, 

żeś sobie młoda; 

no, ale o czym wy będziecie mówili, 

jak tak nadejdzie wieczór długi: 

mówić się nie chce, trza przesiedzieć; 

on wykształcony, ty bez szkół – 

 

 

PANNA MŁODA 

Po cóz by, prose pani, godoł, 

jakby mi níe mioł nic powiedzieć, 

po cóż by sobie gębe psuł – 

 

 

 

SCENA 14. 

PANNA MŁODA, MARYSIA. 

MARYSIA 

Cieszę się, a myślę sobie, 

że ci bedzie, siostro, żal. 

 

 

PANNA MŁODA 

Czego żal – 

 

 

MARYSIA 

Jakeś do pola ganiała 

krasą i siemieniatke; 

jageś jesce była mała 

i ty, i Hanusia, i ja, 

byłyśmy razem doma; 

że ci sie zacnie bez stajnie; 

żeś kole niej wyrosła zwycajnie 

i bez cały ty wsioski roboty, 

bez tego harowanio; 

że jak ty bedzies panią, 

ciesze sie, a myślę sobie, 

że ci bedzie, siostro, żal. 

 

 

PANNA MŁODA 

Czego żal – ? 

 

 

MARYSIA 

Że ci sie bedzie cnieło 

bez tatusia, bez nos, 

bez tych płotów, bez ogroda; 

że choć sie chłopem uciesys, 

jesce tu płacząca przylecis, 

bo tutok duszę mos, 

bo tu sie serce przyjeło, 

a tam ci bedzie samotno 

i bez to ci bedzie markotno, 

i bez to ci bedzie żal. 

 

 

PANNA MŁODA 

Mało szkoda, krótki żal. 

 

 

MARYSIA 

A teraz ty sobie chwal, 

rumień się teraz i pal; 

ale tutok dusza sie ostanie 

i tutok twoje kochanie, 

a tam ci bedzie samotno 

i bez to ci bedzie markotno, 

i bez to ci bedzie żal. 

 

 

 

SCENA 15. 

MARYSIA, OJCIEC. 

MARYSIA 

Tatuś sie Weselem cieszą… 

 

 

OJCIEC 

Niech sie bawią, niech sie weselą; 

tela tego, co te pare dni – 

a potem, jak sie pobierą, 

to już mnie do nich nic, 

niech se ta na swoich żarnach mielą, 

jako chcą – nie moje prawo. 

 

 

MARYSIA 

Ale tatuś nam pomogą z tą sprawą 

grontów – do tej upłaty – ? 

 

 

OJCIEC 

Jo patrze swego – jo niebogaty; 

posłaś, toś posła; 

cy tam za tego, cy za insego: 

telo, co byś sie wyniosła 

na tamten świat. 

 

 

MARYSIA 

Może byście byli więcej rad, 

żebym za pana sie wydała, 

jak mię to przed laty chcioł – ? 

 

 

OJCIEC 

Ten, co umarł; – ostał swat, 

boś sie przez Wojtka swatała, 

i swat ciebie wzioł. 

 

 

MARYSIA 

A ja swata pokochała, 

a dzisiok, jak sie Jaga wydała 

i ja sobie moje przypomniała 

o tym zmarłym przyjacielu, 

jakem sie to ś nim poznała 

na Hanusinym weselu – 

zrobiło mi sie markotno, 

nie wiem czego – 

przecie wolałam mego – 

chyba że onemu samotno. 

 

 

OJCIEC 

Ka twój mąż? 

 

 

MARYSIA 

Już legnoł, śpi, 

zmęcony – a kazał mi tu być, 

tom przyszła – a nie wiem, po co; 

nic tu dla mnie, a tu ide, 

że tu tańczą – jak przed laty: 

kiedy do mnie przyszły swaty 

i od chłopa, i od pana, 

a ja byłam zakochana. 

 

 

OJCIEC 

Idze ku nim. 

 

 

MARYSIA 

Ino patrze: 

jak te druhny coraz bladsze 

z umęcenia, a kręcom sie, 

nie ustanom, radujom sie. 

 

 

OJCIEC 

Potańcuj se. 

MARYSIA 

Ino patrze… 

OJCIEC 

Płaczesz – ? 

 

 

MARYSIA 

Tak się w oczach mgli, 

wszystko widze coraz bladsze. 

 

 

 

SCENA 16. 

POETA, PANNA MŁODA. 

POETA 

Panna młoda – ze snu, z nocy? 

 

 

PANNA MŁODA 

A sen to miałam, 

choć nie spałam, 

ino w taki ległam niemocy… 

 

 

POETA 

Od miłości panna młoda osłabła. 

 

 

PANNA MŁODA 

We złotej ogromnej karocy 

napotkałam na śnie diabła; 

takie mi sie głupstwo śniło, 

tak sie ta pletło, baiło. 

 

 

POETA 

I od razu diabeł jak z procy, 

i od razu kareta złota? 

 

 

PANNA MŁODA 

A tak – ta na śnie, nie dziwota, 

że sie jakie byle co zwidzi; 

niech ino pon nie szydzi, 

bo pon, to po dniu zdziwuje, 

jesce wsędy rozgaduje, 

jakby cejco – choć ni ma co. 

 

 

POETA 

Są tacy, co za to płacą; 

że z jednego takiego bajania 

można sobie powóz sprawić 

i zestrojonego diabła, 

i ogromnie wielu gapiów zabawić. 

 

 

PANNA MŁODA 

Od tańcenia takem osłabła… 

Śniło mi się, że siadam do karety, 

a oczy mi sie kleją – o rety. – 

Śniło mi się, że siedze w karecie 

i pytam sie, bo mnie wiezą przez lasy, 

przez jakiesi murowane miasta – – 

“a gdziez mnie, biesy, wieziecie?” 

a oni mówią: “do Polski” – 

A kaz tyz ta Polska, a kaz ta” 

Pon wiedzą” 

 

 

POETA 

Po całym świecie 

możesz szukać Polski, panno młoda, 

i nigdzie jej nie najdziecie. 

PANNA MŁODA 

To może i szukać szkoda. 

 

 

POETA 

A jest jedna mała klatka – 

o, niech tak Jagusia przymknie 

rękę pod pierś. 

 

 

PANNA MŁODA 

To zakładka 

gorseta, zeszyta troche przyciaśnie. 

 

 

POETA 

– A tam puka? 

 

 

PANNA MŁODA 

I cóz za tako nauka? 

Serce – ! ? 

 

 

POETA 

A to Polska właśnie. 

 

 

 

SCENA 17. 

POETA, PAN MŁODY. 

PAN MŁODY 

Takie zimno bardzo rano; 

noc tę dzisiaj nie przespaną 

zapamiętam długie czasy. 

 

 

POETA 

Zapewne, noc to poślubna, 

ta jest zawsze siłopróbna. 

 

 

PAN MŁODY 

Trochę to, co inne jeszcze. 

Ujęły mnie jakieś kleszcze 

przestrachu, ogromne grozy. 

Uląkłem się nagle prozy, 

jaka jest we fantastycznym świecie: 

że to, co jest tu przed nami żywe, 

tak się nagle wiatrem zmiecie; 

że my próżno wyciągamy ręce 

do widziadeł – bo to są widziadła, 

i tak mi fantazja zbladła, 

bo już się była układła 

do snu we widziadeł lesie. 

 

 

POETA 

A mnie to znowu teraz niesie 

ten wicher z nocy. 

Określiłbym to tak, że dusza pnie się 

po skale stromej w górę 

i wie – wie, że stanie tam! 

Taka pewność sił, tę teraz mam! 

 

 

PAN MŁODY 

I to wszystko na żart – ? 

 

 

POETA 

A ot tak, jak leci czart 

po nocy – nie zeszła jeszcze noc. 

 

 

PAN MŁODY 

A trafiaj ty orły z proc, 

ja wolę gaik spokojny, 

sad cichy, woniami upojny: 

żeby mi się kwieciły jabłonie 

i mlecze w puchów koronie, 

i trawa schodziła zielona, 

kręciła się przy mnie żona, 

żebym miał kąt z bożej łaski, 

maleńki, jak te obrazki, 

co maluje Stanisławski 

z jabłoniami i z bodiakiem 

we złotawem słońcu takiem… 

żeby mi tam było cicho, spokojnie, 

a jeśli gwarno i rojnie, 

to od brzęczących pszczół, błyszczących much 

 

 

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 

 

 

SCENA 18. 

POPRZEDNI, CZEPIEC. 

CZEPIEC 

(w kożuchu, z wielką kosą w ręku) 

A moi panowie tu. 

 

 

PAN MŁODY 

Kosa! 

Jaka piękna. 

 

 

CZEPIEC 

A bo nastawiona. 

 

 

PAN MŁODY 

Prawda, ostro najeżona, 

jak do bicia – cóż to będzie z tego? 

 

 

CZEPIEC 

Ano nastawiona do użycia, 

ale to wy, panowie, nie wiecie, 

jak widze – co sie gotuje. 

 

 

POETA 

Cóż to Czepiec mówią – czy do brata 

jaka sprawa? 

 

 

CZEPIEC 

Ano właśnie: Sprawa. 

 

 

PAN MŁODY 

Rzecz ciekawa – 

 

 

POETA 

Rzecz ciekawa. 

 

 

PAN MŁODY 

Cóżeście to niby mieli, 

żeście tak nagle wlecieli – ? 

 

 

CZEPIEC 

Ej, pon jakby ślepy, ślepiec; 

nie do panam szedł. 

 

 

POETA 

No, Czepiec; 

brat drzymie, budzić nie trzeba; 

czy co ważne – ? 

 

 

CZEPIEC 

Ważno kosa. 

 

 

POETA 

Jeśli potrzebował do obrazu 

kosy – postawcie ją w kącie – 

jak się zbudzi… 

 

 

CZEPIEC 

Aha, bratku, mom cie. 

Juz sie obrazy skońcyły; 

panom ino obrazy, płótna. 

 

 

PAN MŁODY 

Coś dziś u Czepca mina butna. 

 

 

CZEPIEC 

Pańska ta za rezolutna; 

pon sie na mnie skrzywiom, jak rzeke, 

że my sie nie rozumiewa 

i na nic rozmowa nasa. 

POETA 

No pewnie, my do Sasa, wy do lasa. 

 

 

 

SCENA 19. 

POPRZEDNI, GOSPODARZ. 

CZEPIEC 

(podszedł ku śpiącemu i szarpie go za ramię) 

Hej, hej, panie – ! 

Cóz to pon śpią, trzeba wstać, 

trzeba się do czego brać. 

 

 

GOSPODARZ 

(rozbudzony) 

(z fotelu i z krzeseł, na których leży) 

Cóż – wyście tu – któż hałasi! – 

Gdzież Hanusia- Hanuś! 

 

 

CZEPIEC 

(przywierając drzwi do izby) 

Cicho, 

nie potrza jej tu do rzeczy, 

co chcę panu powiadać. 

 

 

GOSPODARZ 

Cóż mi kum do ucha skrzeczy, 

o czym – cóż z tą kosą, po co? 

 

 

CZEPIEC 

A tam ludzie sie szamocą 

we wsi – tam sie garną, kupią; 

może idą już – pon śpią!! 

Zaspane ślipia. 

 

 

GOSPODARZ 

Co ty mnie tu – co wy, co to? 

 

 

CZEPIEC 

A spieszy mi sie z robotą, 

juzem sie wycniół ze spania 

i jestem gotów, i czekam 

dalszego rozkazowania, 

a pon sie nie wycniół i śpi. 

 

 

GOSPODARZ 

A wam co się z kosą śni – ?! 

 

 

CZEPIEC 

Mnie sie nie śni, wstawaj pon; 

boć kum pono rozkaz wzion 

jakiś ważny, najważniejszy, 

i papiry, czy tam co. 

 

 

GOSPODARZ 

Ja, papiery, rozkaz, czyj? 

 

 

CZEPIEC 

Myjże sie pon prędzej, myj – 

niech po próżności nie stoję, 

bo mi próżno mitręga i wstyd. 

Pon mają pójść razem z chłopami, 

a chłopi tu wsioscy już som 

gotowi – i stoją tam! 

Zbierają się kole studnie z gościeńca 

i przywalą się tu do dziedzieńca, 

jak się poszarzeje świt. 

 

 

GOSPODARZ 

Zachodzę, zachodzę w głowe… 

 

 

CZEPIEC 

Tam w Krakowie już wszystko gotowe. 

 

 

GOSPODARZ 

Coście, kumie, coście, chłopie, 

zbajczyli przez długą noc? – 

Ja z Wami? 

 

 

CZEPIEC 

Wy z nami! 

 

 

GOSPODARZ 

A wy wszyscy z kosami…? 

 

 

CZEPIEC 

Jak się patrzy, ostrzem tak. 

 

 

GOSPODARZ 

Jakiś zna? 

 

 

POETA 

– Jakiś znak? 

 

 

CZEPIEC 

Zbierajcie się, póki czas, 

byśwa byli radzi z was, 

a nie stójcie jak te ćmy 

albo kpy; 

co kto ma, do ręki brać, 

na podwórze wyjść i stać; 

tam już ludzie som, 

co sie sami rwiom: 

chłopi, tak! A chłopi, tak! 

 

 

POETA 

– Jakiś znak. 

 

 

GOSPODARZ 

Jakiś znak! 

 

 

CZEPIEC 

Panowie, jakeście som, 

jeźli nie pójdziecie z nami 

to my na was – i z kosami! 

 

 

GOSPODARZ 

Wy, a jako -? 

 

 

POETA 

Wiecież, kto my! – 

Co wy o nas wiecie – nic. 

 

 

CZEPIEC 

O, pon, widno, niewidomy; 

widać, że nie znacie nas. 

 

 

PAN MŁODY 

Widzę, żeście krwi łakomy; 

jeno że na krew nie czas. 

 

 

CZEPIEC 

Hej, pan młody, hej, pan młody, 

wyszczézyły mu się gody, 

to mu ino w myśli wczas. 

 

 

GOSPODARZ 

A! wstydzę się waszych słów 

choć mi radość z waszych lic. 

 

 

CZEPIEC 

Wyście bo to żarnych świc 

rozpalili z naszych lic. 

Panie, a cy pon pamięta 

jak pon szeptoł nieraz w noc 

co mówiła Panna Święta, 

jako w nas jest wielga moc, 

jako że moc jest zaklęta, 

że sie kiedyś opamięta… 

Wyście to pożarnych świc 

rozpalili z naszych lic. 

 

 

PAN MŁODY 

A wy zaraz w rękę nóż. 

 

 

CZEPIEC 

A cóż czekać, cy jo tchórz? 

 

 

GOSPODARZ 

Kumie, miarkujcie się w słowie. 

 

 

CZEPIEC 

A kiej słucho, niech sie dowie. 

 

 

PAN MŁODY 

Gębą toście bardzo harny. 

 

 

CZEPIEC 

Kręć pon ino próżne żarny, 

poezyje, wirse, ksiązki, 

podobajom ci sie wstązki, 

Stroisz sie w te karazyje, 

a jak trza sie mirzać z czego, 

to pon w sobie szyćko skryje. 

 

 

POETA 

A przecież się nic nie dzieje. 

 

 

CZEPIEC 

A toć przecie wciąz mówicie, 

jeśli rozumiem co z tego; 

ponoć nawet pierwsi wicie: 

to rzecz wielka? 

 

 

GOSPODARZ 

Jaka?! 

 

 

CZEPIEC 

Dnieje!!! 

 

 

POETA 

Dnieje, tak, to tam szaleje 

ta majaka z chmur i mgły, 

ta majaka, co sie wieje 

ponad łan. 

 

 

PAN MŁODY 

(ku oknu) 

Na liściach skry. 

Opalowa rosa spływa; 

przesiewa się w dyjamentach 

z drzew, jak wiszar w skalnych pętach. – 

Cud! 

 

 

CZEPIEC 

Pon ino widzisz pchły, 

pchły, świecidła, rosę, ćmy, 

a nie chcesz znać, co som my: 

że w nas dnieje, dusa świci, 

że zarucko kur zapieje, 

że na nas czekają w mieście, 

że nas tu jest ze dwiedzieście 

z kosom, cepem, żelaziwem 

i że to, to nie som sny. 

 

 

POETA 

Co on mówi- A to dziwne, 

bo mi się to dziś marzyło: 

jako dramat, jako sen. 

 

 

PAN MŁODY 

Co za temat! 

 

 

POETA 

Chłopska krew 

i ten jego pański gniew. 

GOSPODARZ 

Nas czekają? – Was czekają? 

Zaraz – coś to – coś tu było, 

co już o tym mnie mówiło – 

lecz kto, jaki… 

 

 

CZEPIEC 

Ktoś tu był, 

co przejechał duze światy, 

ponoś kajsi z Ukrainy; 

przywiózł hasło cy papiry; 

rozesłać kazał wiciny – 

a są tu za progiem ludzie, 

mogą świadczyć, jak z północka 

słyszeli brząkanie liry. 

 

 

POETA 

(do brata) 

Liry brzęki po północy, 

jakeś ty leżał w niemocy, 

ja słyszałem. 

 

 

PAN MŁODY 

Ja słyszałem 

od podwórza, z tego sadu. 

 

 

POETA 

Z tego sadu, spod jabłonki, 

ale sobie myślę: mrzonki – 

może ktoś się ubrał w dzwonki? 

 

 

GOSPODARZ 

A był także jakiś taki – 

był też inny – nie pamiętam – 

ale mi coś świta – 

 

 

CZEPIEC 

Pany – 

wyście ino do majaki; 

niechże który wyjrzy w pole, 

co sie widzi hań na dole, 

kandy jest krakowsko ścizka. 

 

 

POETA 

(wychodzi) 

I stąd widzieć, bo to z bliska; 

trza zobaczyć. 

 

SCENA 20. 

PAN MŁODY, CZEPIEC, GOSPODARZ. 

PAN MŁODY 

Po cóż gniewy? 

takiście są rozpaleni. 

 

 

CZEPIEC 

A tam, panie, się rumieni; 

na powietrzu słychać śpiewy. 

 

 

PAN MŁODY 

Wyście, Czepiec, w gorącości, 

to wam się coś marzy, dzwoni. 

 

 

CZEPIEC 

Panie młody, tam ktoś goni, 

tyle chłopa, tyle koni, 

idź pon ujrzyć. 

 

 

PAN MŁODY 

(wybiega) 

Co tam znowu? 

 

 

 

SCENA 21. 

GOSPODARZ, CZEPIEC. 

GOSPODARZ 

Kum pijany – ja pijany. – 

Ładnie wam tak z kosą w dłoni. 

 

 

CZEPIEC 

Psiakrew – – jo mom stać, 

a tu ludzie chcom się rwać. 

Podźcie, chłopcy – Kasper, podź! 

Stańcie se tu kole proga. 

(Uchylił był drzwi nawołując; wchodzi dwóch parobków z nastawionymi 

kosami; z tych Kasper w stroju drużby. Stają na warcie: jeden przy 

drzwiach w głębi, drugi u drzwi weselnych). 

 

 

 

SCENA 22. 

GOSPODARZ, CZEPIEC, PAROBCY. 

GOSPODARZ 

(do Kaspra) 

Zamknij, niech nie lazom baby. 

A więc co to – co to, co – ?! 

 

 

CZEPIEC 

Któż to u was był – no kto? 

Jeźli mos pon w sercu Boga, 

to sie z nami zgodź. 

 

 

GOSPODARZ 

Czekaj, czekaj, coś mi świta; 

ktoś był u mnie, mówisz kum — 

taki w głowie słyszę szum – 

nie pamiętam, myśl ukryta 

nie może się dobyć z głębi – 

coraz innych myśli tłum… 

 

 

CZEPIEC 

Pon se ino serce ziębi 

tym myśleniem, sumowaniem; 

boby sie pon usroł na niem. 

 

 

 

SCENA 23. 

POPRZEDNI, PAN MŁODY. 

PAN MŁODY 

(we drzwiach) 

Stado mi białych gołębi 

wyfurknęło przed sam nos 

że aż Jaga krzykła w głos; 

powietrze się od nich kłębi. 

Jaga, podź no! 

 

 

KASPER 

(u drzwi weselnych) 

Nie trza Jagi. 

Tu sie ważne grajom sprawy; 

podź ta pon, boś tu ciekawy, 

ino nie trza żadnych bab. 

 

 

 

SCENA 24. 

POPRZEDNI, PANNA MŁODA. 

PANNA MŁODA 

(szarpła drzwi silnie i wchodząc odpycha Kaspra) 

Pódzies, selmo, jakiś drab! 

Bedzies mi tu grodził wniść, 

żeś se wraził w rękę żyrdź, 

kces kim rządzić, taki cap – 

wraź se jeszcze na łeb ćwirć! 

 

 

PAN MŁODY 

Cóż ci o to? 

 

 

KASPER 

Jasna pani! 

Poszłabyś sie przespać ś nim. 

PANNA MŁODA 

Wyście wszyscy niewyspani, 

W izbach swąd, a we łbie dym. 

 

 

 

SCENA 25. 

POPRZEDNI, POETA. 

POETA 

(wbiegając) 

Huragan się czarnych wron 

zerwał z pola, gdzieś z tych stron, 

i z krakaniem wielkim goni; 

taki był głęboki ton 

w tym krakaniu czarnych wron; 

jakby jakiś niosły plon 

we łbach. 

 

 

GOSPODARZ 

Bracie – nie to. 

 

 

POETA 

Na chmurach się dziwy stroją. 

 

 

PAN MŁODY 

(ku oknu) 

Z daleka już widać róż; 

przypatrz się, tak oczy zmruż: 

co za gra tych pierwszych zórz! 

 

 

POETA 

Z chmur się stawia jakby tron 

i jakieś zjawiska skrzydeł 

koło tronu. 

 

 

CZEPIEC 

Widzioł pon! 

 

 

 

SCENA 26. 

POPRZEDNI, GOSPODYNI. 

GOSPODYNI 

(wchodząc żywo) 

Słyszcie, chłopy, podźcie patrzeć, 

jakieś wojsko w ogniu stoi. 

Całe pole pod Krakowem 

od tych kosisków się roi. 

 

 

GOSPODARZ 

Ha! – już stoją! 

 

 

POETA 

Tyś widziała – 

muszę widzieć! płoniesz cała! 

(Odbiegł, wiodąc za sobą Gospodynią). 

 

 

 

SCENA 27. 

POPRZEDNI, PRÓCZ GOSPODYNI I POETY. 

PAN MŁODY 

Cóż wy tutaj? 

 

 

PANNA MŁODA 

(ciągnie go ze sobą) 

Podź sie patrz: 

dają znaki, dają znaki! 

 

 

PAN MŁODY 

A cóż za świat jakiś taki; 

to ciekawe, to ciekawe. 

(Wybiegają obydwoje). 

 

 

 

SCENA 28. 

POPRZEDNI, PRÓCZ PAŃSTWA MŁODYCH, POETA. 

POETA 

(wraca szybko) 

Słyszałem w powietrzu wrzawę 

coś jakoby głosy, śpiew, 

ale wiatru zimny wiew 

w coraz inną dmucha stronę 

i co było już widome, 

już, zdaje się, pojawione, 

staje się nagle znikome; 

umilka i cichnie śpiew, 

przestaje się chylić krzew… 

 

 

 

SCENA 29. 

POPRZEDNI, PAN MŁODY. 

PAN MŁODY 

(wraca pędem) 

Ze Zorzy się zrobiła krew: 

taki sznur krwi wydłużony 

ponad Kraków – krwawy pąs, 

jakby wieża Zygmuntowska 

miała we dwie strony wąs. 

 

 

 

SCENA 30. 

POPRZEDNI, PANNA MŁODA. 

PANNA MŁODA 

(wraca pędem) 

Ogromny przyleciał ptak, 

hań se na ganecku siad, 

taki ci ogromiec kruk. 

Potem sie ze skrzydlich wag 

uniósł, wzleciał, znowu spad, 

potrzaskał gałązki brzóz, 

strącił rosy gęsty deszcz 

i posed – ! 

 

 

 

SCENA 31. 

POPRZEDNI, GOSPODYNI 

GOSPODYNI 

(wpada) 

Niech broni Bóg!! 

Cóz wy chcecie, co wy chcecie!? 

Cózeście sie kosów jeni; 

(do Czepca) 

idźcież, kumie, haw do sieni, 

boście całom noc nie spali. 

 

 

KASPER 

Coroz wiency nas sie wali. 

 

 

 

SCENA 32. 

POPRZEDNI, WIELU CHŁOPÓW z kosami i różną bronią, poubieranych jak 

do drogi. 

 

 

GOSPODYNI 

Gwałtu rety, Boże chroń! 

Kto wam wraził kosy!? 

 

 

CZEPIEC 

Broń!! 

Dejcie, matka, spokój dziś, 

trza nam iść. 

 

 

GOSPODARZ 

Trza nam iść. 

Coś mi świta; – świta w polu: 

Wszyscy widzą jakieś cuda. 

Sen – sny: bajki – Myśl: kąkolu! 

Precz, kąkolu, chwaście, precz. – 

Niechże wymiarkuję rzecz: 

ktoś był – kazał – co -? 

 

 

POETA 

(do Gospodarza) 

Co, bracie 

w tobie się szamoce ból. 

 

 

PAN MŁODY 

(do Panny Młodej) 

Mgły się już rozwłóczą z pól; 

będzie ranek śliczny – Jaga, 

wczoraj były wichry, burza, 

dzisiaj wszystko się rozchmurza, 

moja duszo, jużeś moja. 

 

 

POETA 

(do Gospodarza) 

Mnie się w nocy zjawił duch: 

na nim była czarna zbroja; 

napadł na mnie tak obcesem 

krzyczał słowa, takie słowa, 

wytężałem cały słuch. 

 

 

GOSPODARZ 

(do Poety, a słuchany przez wszystkich) 

Tak mi cięży, cięży głowa. 

To powietrza ranny wiew. 

Czy to prawda, bracie drogi, 

że oni tam jakiś śpiew 

napowietrzny słyszą gdziesi? 

 

 

POETA 

A może we wichrach biesi 

śpiewają i pryszczą krew 

na chmury – ? 

 

 

PAN MŁODY 

Na niebie ruch. 

 

 

GOSPODARZ 

(do Poety) 

Mówisz, żeś wytężył słuch – 

bracie – skądś te słowa znam 

“wytężać – wytężać słuch”. 

 

 

 

SCENA 33. 

POPRZEDNI, HANECZKA, ZOSIA. 

HANECZKA 

(do Pana Młodego) 

Bratku, w niebie jakiś ruch, 

jakieś wojny, jakieś dziwy: 

gonitwy po chmurach konne. 

 

 

ZOSIA 

A powietrze takie wonne… 

 

 

HANECZKA 

Gonitwy po niebie konne; 

rycerze jacyś ogromni 

stoją równo w dwa szeregi 

i dalekim łanem drzewców 

godzą na się wielkim pędem. 

 

 

PAN MŁODY 

A to graniczy z obłędem, 

tyle zwidzeń, dziwów tyle; 

jak to człowiek z czego byle 

wysnuje znaczące rzeczy. 

 

 

HANECZKA 

(do Czepca) 

Ach, jaka to wielka kosa, 

moiściewy, taka szczytna; 

można by nią ciąć niebiosa 

na płaty, jak sztukę płótna. 

 

 

CZEPIEC 

Nie daj Boże ciąć po niebie; 

mowa jakaś bałamutna; 

zjawi się w naszy potrzebie 

nie bluźniercza, ale bitna; 

panienka se rezolutna, 

jesce nic o kosach nie wi. 

 

 

HANECZKA 

Jacyście wy, moiściewi, 

dajcie no mi ją do ręki. 

 

 

CZEPIEC 

A to juz nie lo panienki; 

Sprawa inso. 

 

 

GOSPODARZ 

(do Poety, a słuchany przez wszystkich) 

Sprawa, Sprawa! 

Duch! – przez Boga – Duch – miarkuję: 

Ta noc była: dziwna jawa – 

miałem gościa – kto przeczuje? – 

Była na dusze obława. 

 

 

POETA 

Widziałem rycerza w zbroi, 

bracie, mówisz: Duch! 

 

 

GOSPODARZ 

Mój bracie; 

przyleciał Duch – ludzie moi! 

Jeszcze w oczach, jak cień, stoi. 

Przypominam, przypominam: 

człowiek stary, z brodą siwą, 

twarz owita w siwy włos, 

w kożuchu ogromnym czerwonym 

przyszedł tu. 

 

 

STASZEK 

(który się przecisnął ku Gospodarzowi przez gromadę chłopów i bab w 

natłoku zebraną na izbie) 

Przyjechał, wim, 

trzymaliśmy konia razem z nim; 

koń był biały. 

 

 

KUBA 

(tuż za Staszkiem) 

W siodle lira. 

 

 

GOSPODARZ 

Myśli zbieram, słuch naginam… 

 

 

POETA 

W siodle lira… 

 

 

STASZEK 

Dwa pistolce. 

 

 

GOSPODARZ 

W mózgu kłuje – jakby kolce: 

myśli zbieram… 

 

 

CZEPIEC 

(do gromady otaczającej Gospodarza) 

Myśli zbira. 

 

 

GOSPODYNI 

O mój Boże, jakiś chory – 

 

 

GOSPODARZ 

Lżej, opadła z piersi zmora. – 

Słuchajcie – wytężcie słuch: 

był u mnie Duch: Wernyhora! 

 

 

WSZYSCY 

Co ty mówisz, wszelki duch?! 

 

 

GOSPODARZ 

Oblatywał nocą dwory, 

był spokojny, dziwnie si