Jesień

Ot, i jesień gospodarna,

Już się zbliża uroczyście;

Poskładała złote ziarna,

Pozłociła drzewom liście.

 

Jeszcze chwilka, a za chwilę,

Wnet silniejszy wicher wionie,

Spędzi śniegu tyle, tyle…

Że aż ziemia w nim utonie.

 

Ale jesień, to szafarka,

To gosposia jakich mało;

Policzyła wszystkie ziarnka,

I na zimę patrzy śmiało.

 

Pełne u niej skrzynie, brogi…

Więc nikogo to nie dziwi,

Że się nieraz i ubogi

Z dobrodziejki rąk pożywi.

 

Kto pracował całe lato,

Ten z zimowej szydzi grudy:

Oh! bo jesień mu bogato,

Umie spłacić wszystkie trudy.

 

Niby wróżka sprawiedliwa,

Złoty przed nim spichrz odmyka,

I stokrotnym plonem żniwa,

Wynagradza trud rolnika.

 

Tylko próżniak i ladaco,

Niech nie żąda jej litości;

Bo kto z młodu gardzi pracą,

Ten na starość słusznie pości.

 

Temu ona powie śmiało,

Wyszydzając go w dodatku:

„Prześpiewałeś wiosnę całą,

Teraz w zimie tańcuj bratku!”